• Wieczorne zmagania z temperą jajeczną

    niedziela, Luty 9, 2014 12 0

    Post trochę nawiązujący do ogłoszenia o warsztatach, które niestety w planowanym terminie nie odbędą się.
    Temat pisania ikon wracał do mnie przez jakiś czas, w różnych kontekstach. Czasami jako rozmowa, że ktoś znajomy pisze, czasami jako natrętna myśl, by spróbować.
    Jednak do tej pory bałam się podjąć wyzwania. Bałam się, że nie podołam, że to za trudne.
    Aż pewnego dnia poczułam, że jestem gotowa by zmierzyć się z tematem. Dotknąć sacrum pędzlem. Bo pisanie ikon jest wielowarstwowe, również w duchowym aspekcie.
    Technika to jedno, a to czy ikona będzie żyła, to zupełnie inna kwestia.
    Tak więc wieczorami, jak mały człowiek idzie spać a dom wypełnia cisza. ja zasiadam do tego misterium. Pierwszy raz, z wypiekami na twarzy, na pewno nieudolnie. Cały czas w trakcie i cały czas coś jest do poprawienia. Ale codziennie czegoś nowego uczy mnie to doświadczenie. Naklejanie płótna pokazało, że trzeba w skupieniu mieszać klej, by nie musieć robić tego po raz wtóry. Nakładanie dwunastu warstw gruntu uczyło, że pewnych rzeczy nie da się przyspieszyć, że trzeba cierpliwie czekać, zanim kolejna warstwa zostanie położona. Szlifowanie było lekcją pracowitości, tym razem Karola. Pierwsze złocenia, nieporadne i moment kiedy poczułam ze zaczyna coś być widać z tej ciemności.
    Do końca jeszcze trochę, choć przyznam że po raz pierwszy robiąc coś mam poczucie że to nie finał jest istotą.

  • Lalka po liftingu

    poniedziałek, Grudzień 17, 2012 7 0

    Weszłam w jej posiadanie jakiś czas temu. Nie wiem czy wydawała mi się bardziej przerażająca czy fascynujaca.
    Na pewno miała to coś, co mimo jej szpetoty kazało mi ją zabrać do domu.
    A w domu jak to w domu, przekładana z miejsca na miejsce straszyła mnie i była niczym wyrzut sumienia nakazujący coś zrobić z tym jak wygląda.

    Miała przerażająco czerwone usta, włosy jak po bliskim spotkaniu z wysokim napięciem.
    Lekki lifting polegajacy na zrobieniu nowych oczu, ust, rumieńców, postrzyżynach i uszyciu nowego wdzianka i niczym w programie „Łabędziem być” została całkiem sympatycznym skrzatem, który zamieszka w pokoju synka;]

    Nieżle wyszło, jestem zadowolona.
    No i mam chęć uszyć Lewciowi lalkę waldorfską sama, od podstaw!