Siedzę wczoraj w domu, w sumie za wiele nie zadziałałam. Pokroiłam dwie suszarki grzybów, powidła śliwkowe w słoiki popakowałam. Nuda taka, pogoda nie nastarajała do innych aktywności.
Ostatnio w ramach nudy oglądam stare odcinki „Kuchennych rewolucji”. Karola nie było, popijając herbatkę oglądałam stary odcinek.
No i się zaczęło, pokazali przepis na kurczaka. Wcisnęłam pauzę, poszłam po kartkę i pisadło by nie umknęła idea. W międzyczasie wrócił Karol a ja z wypiekami na twarzy i nieziemskim obłędem w oczach zaczęłam mu snuć wizje o kurczaku i o pomyśle na to jak go zrobić. Jemu oczy też się zaświeciły, a mi lampka w głowie.
Że jedzenie o gotowanie jest po prostu naszą pasją. Bo to że lubimy dobrze zjeść wiemy od dawna.
Dziś kolejny raz poczułam się „chora”, poranna krzątanina, chciało mi się upiec chleb ale zakwas nie dokarmiony więc upiekłam bułki korzystając z przepisu Liski. Przełamałam się w końcu i rozdziewiczyłam moją piękną dzieżę, co tak naprawdę jest kopańka.
Ale mało mi roboty było. Powstała więc zupa krem z maślaków, kompot z jabłek.
Nogi wlazły mi już w tyłek ale obsesyjnie chodzi za mną jakiś plan drugiego dania…
Jak ktoś wie jak to się leczy proszę dać znać.
Bułeczki ze słonecznikiem
sztuk 12 bo 6 nie ma sensu piec
2 szklanki mąki pszennej
2 szklanki mąki pszennej razowej
1,5 szklanki wody
2 łyżeczki suszonych instant)
2 łyżeczki soli
4 łyżki oliwy lub oleju
6 łyżek pestek słonecznika
Mąkę wymieszać z solą. Drożdże rozkruszyć do miseczki, wlać do nich łyżkę wody i dodać do mąki, następnie stopniowo wlewając oliwę i wodę zagnieść ciasto. Powinno się delikatnie kleić do rąk. Jak się za mocno klei podsypać mąką.
Dodać 2 łyżki pestek słonecznika, wgnieść je w ciasto. Przełożyć do miski, delikatnie posmarować wierzch oliwą i zostawić na 30-40 minut do wyrastania.
Z wyrośniętego ciasta formować bułeczki i obtaczać je w pestkach słonecznika i układać na blasze do pieczenia wyłożonej papierem. Przykryć ściereczką i odstawić do wyrastania na ok. 30 minut.
Piekarnik nagrzać do 230 st C.
Wyrośnięte bułeczki wstawić do piekarnika, na dno piekarnika wsypując ok. 1/2 szklanki kostek lodu – ja wstawiłam metalową miseczkę z wodą
Piec ok. 12-15 minut. Jeśli słabo się rumienią (choć to są bułki z cyklu tych raczej bladych), można włączyć termoobieg (temp. 190 st C) i dopiekać ok. 5 minut.
Ostudzić na kuchennej kratce.
Wrzesień 17, 2010
Witaj!
Tego się niestety nie leczy;-(
Trzeba pokochać, być dzielną i nauczyć się z tym żyć;-)))
Podziwiam Twoją pracowitość!
Pozdrowienia i udanego, twórczego weekendu.
Wrzesień 17, 2010
Twierdzę tak jak koleżanka wyżej – tego sie nie leczy, trzeba umieć z tym żyć moje pasje kuchenne też sie namiętnie rozwijają,lubie gotować,piec itd aczkolwiek nie mam tyle czasu co Ty – pracuje ustawowo 6 godzin ( ale w praktyce zawsze wychodzi dłużej ;)),więc czas na gotowanie mam dopiero wieczorami,a wtedy w kuchnia zamienia się w armagedon
Pozdrawiam gorąco
Wrzesień 17, 2010
Lubię gotować. Pieczywa w życiu nie piekłam. Jestem pełna podziwu.
Pozdrawiam serdecznie
Wrzesień 17, 2010
leczyć się nie da Więc poproszę o przepis na zupę – krem za maślaków
Wrzesień 17, 2010
Jesteś mistrzynią wypieków i nie należy tego leczyć
Z innej beczki- Jeśli tak jak ja kochasz lasy, zapoznaj się proszę z petycją która wisi na moim blogu w prawym górnym rogu i ją podpisz . To petycja o podpisanie ustawy o ochronie rezerwatów i parków narodowych w Polsce
Wrzesień 17, 2010
Kochana, to jest nieuleczalne. Mam to samo – wracam schetana z roboty, a tu mąka mruga do mnie filuternie z szafki, pomidory też „puszczają oczko”, a oliwki i ser krzyczą z lodówki: ” weź mnie, weź mnie!”. I nie ma siły – wyciągam maszynkę do makaronu, robię ciasto i dwie godziny później zadowolona ” jak gwizdek” serwuję lazanię. Ot taki mały bzik. Całe szczęście, że nie jestem w nim odosobniona!
Wrzesień 18, 2010
Da się… mieszkać w mieście i stołować u Gesslerowej:)
Folku, ja pracuję godzin dwanaście a nie 6 ustawowych i jak mnie na smalec weźmie albo kiszenie, albo blanszowanie i mrożenie, albo zwykły obiad: żeberka w marynacie z miodu, pieczone ćwiartki ziemniaka w ziołach i sałatka grecka po wiejsku to padam najedzona i szczęśliwa… a bydło ma tyle kostek i skórek przy okazji:))
Ja się leczę… kupiłam sobie ostatnio nowy garnek i pojemniki do mrożenia tego co najcenniejsze z pola: koper i piertucha:)
Słonecznego weekendu!
Wrzesień 18, 2010
zapomłam dodać: ja jak i TY;)
Wrzesień 18, 2010
Ależ po co leczyć?? to jest tak nieszkodliwa choroba, że nie tylko nie wymaga leczenia ale mozna ja wykorzystać do dobrych celów np. nagotować, napiec, nasmażyć i zaprosić przyjaciół! uczta murowana i więzi zacieśnione!
Pozdrawiam
Wrzesień 18, 2010
Pychotka te bułeczki !!! Dobrze że napisałaś o tej misce z wodą bo ja zawsze bez tego piekłam i twarde „skorupki” wychodziły.Teraz wypróbuję tą metodę.
Ciepełko ślę.
Wrzesień 19, 2010
ann007 najpierw bulion na kości z warzywami – por, seler, marchewka, ziemniaczki, pietruszka i dwie duże garści grzybów. Doprawiam wedle gustu – u mnie to zwykle sól, pieprz, Vegeta jakaś. Wszystko sobie robi pyl pyl, jak warzywa zmiękną miksuje je w blenderze i mieszam tak by w garnku powstała gładka zupa krem. Do tego smażę grzanki z chlebka, obieram mięso z kości i wrzucam do zupy, do talerza łyżka śmietany i gotowe!
Wrzesień 20, 2010
Spróbuj posypać te bułki czarnuszką, tylko delikatnie. pycha!!!
Smacznego