Zwykle pomysł by coś upiec pojawia się nagle. Siedzę na fotelu, szperam w sieci i znajduję kolejny pomysł. Nigdy nie piekłam chałki. Rok temu na pytanie czy potrafię upierałabym się że moje wypieki drożdżowe przypominają konsystencją cegłę. Ale poznałam sekret wypieków, to wiara w to że się uda, wiara że nie dość ze będzie pyszne to i ładne.
Tak więc wczoraj popełniłam chałkę wg Liski, aczkolwiek u niej jest przepis na 2 blaszki, upiekłam jedną, uznając że to szczyt łakomstwa. Nie mniej jednak po spróbowaniu żałuję;] Trzeba było upiec dwie!
400 ml ciepłej wody
90 g cukru
1 łyżka soli
850 g + 150 g mąki
3 jajka, lekko roztrzepane
100 g masła roztopionego w garnuszku i ostudzonego
Do posmarowania: 1 jajko + 1 łyżeczka wody
Przygotowanie:
Drożdże umieścić w misce, zalać ciepłą wodą i wymieszać. Kiedy się rozpuszczą, dodać 850 g mąki, cukier, sól. Cały czas mieszając dodawać następnie jajka i masło. Dobrze wyrobić ciasto i powoli dodawać kolejne 150 g mąki.
Kiedy ciasto zacznie odstawać od ścianek miski, wyjąć je na blat i wyrabiać kolejne 5-10 minut. Uformować kulę, lekko spryskać ją olejem i włożyć do miski na 2 godziny. W tym czasie należy ciasto 2 razy odgazować wbijając w nie pięść.
Po wyrośnięciu ciasto podzielić na 2 części, zrobić 4 lub 6 wałeczków z każdej części i zapleść chałkę.
Chałki przełożyć do foremek wysmarowanych oliwą. Przykryć folią i odstawić do wyrośnięcia na pół godziny.
Kiedy wyrosną, posmarować jajkiem wymieszanym z wodą. Można posypać makiem lub sezamem.
Piekarnik nagrzać do 180 st C, piec 30 min.
Idealnie pasowały mi do niej powidła śliwkowe, własnej roboty. Śmiałam się wczoraj, że kiedyś chcąc zjeść chałkę kupowałam ją, dziś zataczam rękawy i piekę sama. Szkoda tylko że masło i mleko nie było „własne”. Temat krowy zgłębiam, ale to dość skomplikowane;]
Poza tym czytam ostatnio, zabijając nudę. Przede mną jeszcze 3 książki i komiks ale o tym „inną razą”. Pogoda jest wprost rewelacyjna, najpierw po -30 za oknem a dziś dla odmiany zasypuje nas przeokropnie śnieg.
Styczeń 28, 2010
Chałka zawodowa, bardzo ładnie wyrosła:) Natomiast własna krowa to byłby świetny pomysł! Co Cię powstrzymuje?
Styczeń 28, 2010
OOOO mniammmmmm….. ale mi narobiłaś smaka. Chciałabym móc się tak nudzić
Styczeń 28, 2010
Omamuniu, jaka apetyczna, aż pachnie;-)
Narobilaś mi na chałeczkę ogromnej ochoty.
Pozdrawiam.
Styczeń 28, 2010
Chciałabym żeby się okazało, że pieczenie jest jednym z moich talentów , ale kurczaki nie potrafię się zebrać i spróbować
:).
Nie wiem skąd mi się to wzięło, może mnie kiedyś nastraszyli na wsi podczas wspólnych zabaw? :)))
Powiem Ci ze ja panicznie boję się krów – taka krowa to zabija samym wzrokiem hehe , bo to krwiożercze stworzenia są
Styczeń 29, 2010
JA Ci powiem: wczoraj, narobiłaś mi smaku… a dziś w nocy śniło mi się, że piekę właśnie chałkii. Nawet pamiętam jakie był pyszne,. cieplutkie. Mniam.
Styczeń 29, 2010
Piękna chałka, ostatnio też się przekonuję, ze dam radę upiec drożdżowe. Zapraszam po wyróżnienie.
Styczeń 29, 2010
Ja chciałam zgłosić taką petycję, żeby dostęp do Twojego bloga był na hasło, którego nie będzie znał mój maż!:) Bo jest tak: Wróbel idzie do pracy i po godzinie pisze mi na gg „A wiesz co?Zjadł bym chałkę…” Ja mu na to: „To idź kup sobie.” i co słyszę: „KUPNĄ MAM JEŚĆ?!?!? A PAULINA TO KAROLOWI UPIEKŁA!!!”:)
Styczeń 31, 2010
idealna chałka.
a wiesz, że ja nigdy chałki nie piekłam?
nooo to chyba czas nadrobić zaległości
do tej chałki masełko, jaśminowa herbata… mniam
Luty 1, 2010
Może się przyda kilka uwag w sprawie posiadania krowy. Najwiekszy problem to dojenie i cielaki. Przyjete jest, że krowy doi się regularnie minimum 2 razy dziennie. Z tego powodu znajomi musieli sprzedać swoją yersejkę bo absolutnie nie udało im się ani zapewnić regularności doju, ani zagospodarować litrów mleka jakie krówka im dawała.
Ale z kolei mam kolegę weterynarza, który swoją krowę doi wtedy kiedy im potrzebne mleko (ale ten raz dziennie to na pewno), o przeróżnych porach doby i nie ma problemu, że krowa cierpi od przepełnionego wymienia czy że zdarza się stan zapalny. No i cielak od urodzenia jest z mamą, jak Pan Bóg przykazał, więc sam się żywi – dopóki nie zacznie wypijać całego mleka nie zostawiając niczego dla ludzi. Wtedy jest odsadzony, dostaje swoją działkę z udoju, a rest mleka jest dla ludzi.
Jakby co to doradzam yersejkę – przepyszne mleko, do kawy wyśmienite i bardzo tłuste, więc na masło lepszego nie trzeba; a poza tym krówka jest nieduża, delikatnej budowy i – na ogół – miłego charakteru.
Pozdrawiam i życzę powodzenia.
Danka z Olsztyna
Luty 2, 2010
Danka dzięki za informacje. Mi się właśnie Jerseyka marzy, ale to dość odległą perspektywa.
Pozdrawiam serdecznie!