Przyszła jesień a wraz z nią moja coroczna obsesja kuchenna. Dni kiedy siedzę tam od rana, a krzątam się jak w święta co najmniej…
Wczoraj udało mi się pojechać na zakupy spożywcze na moja ulubioną giełdę, nie byłam tam już kilka miesięcy bo przebudowa drogi, bo pokonywanie 1,5 km w 40 minut w upiornych korkach. Na szczęście sytuacja drogowa nieco się zmieniła bo jechaliśmy bezproblemowo.
Jak tam zajeżdżam to dostaję małpiego rozumu. Wtedy mam wizję gotowania tysiąca rzeczy. Wczoraj uśmiechały się do mnie dynie piękne, ale odmówiłam sobie w nadziei na to że na siedlisku moje urosły;] Odkryliśmy też fajny sklep rybny, a skutkiem pozytywnym były pyszne płocie na obiad, prawie jak kiedyś te łowione przez nas nad jeziorem…
A w domu ja jak zwykle szaleję na słodko. Wczoraj zainspirowana tym czym poczęstowała nas Karola zrobiłam „prawie” bezę pavlova. Karola ma to do siebie, że to czym częstuje powoduje że zanim człowiek dobrze połknie już prosi o przepis. I tak właśnie zainspirowana popełniłam wczoraj słodkość.
Oczywiście, żeby nie było niedomówień rano zostało ciut do kawy i już śladu nie ma.
Dzis kolejny zryw kuchenny. Cantuccini robione własnoręcznie chodziły za mną od dawna, od kiedy stojąc przy ladzie kawiarni zobaczyłam je w słoikach. Zamówiłam jedno do kawy a pani zburzyła moje nadzieje tłumacząc mi, że to ekspozycja.
Później jakoś nie składało się by kupić migdały. A dziś podjęłam wyzwanie i powiem szczerze – żałuję że pokrywka nie jest na kłódkę, bo Karol chodzi i jęczy jaka jestem niedobra że nie można zjeść dwóch blach naraz. No faktycznie zołza ze mnie, nie dość że piekę to jeszcze nie pozwalam wyżreć wszystkiego w jeden dzień;]
Na prośbę wstawiam przepis;]300 g migdałów
500 g mąki
200 g cukru,
4 jaja
1 łyżka masła
szczypta soli
łyżeczka proszku do pieczenia
Połowę migdałów posiekać lub pokruszyć w malakserze na grubą kaszę. Resztę zostawić w całości. Wymieszać składniki. Powstanie twarde ciasto – moje wcale nie chciało się lepić więc dodałam łyżkę ciepłej wody. Uformować 4 wałki o średnicy 4 cm – rozpłaszczyć nieco na papierze.
Ułożyć je na blasze wyłożonej papierem. Piec 30 min w piekarniku rozgrzanym do temp. 120 st. C. Wyjąć podpieczone wałki – jeśli nie dadzą się kroić wstawić jeszcze na 10 min i można nieco podkręcić piekarnik, ostudzić, pokroić w ukośne kromki – nóż musi być ostry!
Piec drugi raz 15-20 min w piekarniku rozgrzanym do 150 st. C tak aby się zarumieniły.
Ponownie wstawić do piekarnika i podpiekać, aż się zrumienią.
Nie podjadać ciepłych – bo cały ich urok jak są już wystygnięto i twarde.
Wysłać połowę po vin santo, maczać wieczorem w winie i się zajadać, a jak starczy na rano to będą idealne do kawy.
Można je ponoć dość długo przechowywać, w puszce albo słoiku – ale wkładać je tam zimne i suche!
P.S. A ktoś mi obiecał vin santo do nich i co? chciałoby się rzec – jajco;]
Wrzesień 14, 2010
o, to ja poproszę jedno ciasteczko ze słoika jutro przy okazji jogi
Wrzesień 14, 2010
Katujesz! język mi ucieka na widok tych pyszności, nie dziwię się, że trzeba takie rarytasy trzymać pod kluczem.
Wrzesień 14, 2010
A ja bym poprosiła o przepis, jeśli to nie tajemnica- tak smacznie wyglądają. Kasia katinus@hotmail.com
Wrzesień 14, 2010
o tak ja też prosze o przepis:)nigdy nie jadłam tych ciastek,a czytałam o nich między inni w Pod słońcem Toskanii i innych.
Wrzesień 14, 2010
Sznurko, nie chowaj przepisu, podziel się ze światem
Wrzesień 14, 2010
no to już nam się nie wymigasz!
na oficjalny przepis czekamy i ślinkę przełykamy!!!!
Wrzesień 14, 2010
Dawaj przepis! ja właśnie musiałam się do kawy zadowolić kupnymi delicjami-wielkie remonty w kuchni skutecznie uniemożliwiają pieczenie czegokolwiek…ale jak wszystko już będzie ogarnięte-cantuccini obowiązkowo!
bo aż mi ślinka pociekła na widok magicznej zawartości słoika
Wrzesień 14, 2010
dawaj przepis albo wygryzę sobie dziurę w ekranie:)
Wrzesień 14, 2010
ale ty kusisz. ja też nie mogę wyjść jesienią z kuchni, najpierw gotuję potem załamuje recę że taki bajzel zrobiłam :P..już mam za soba konfiturki, grzybki, suszone pomidorki…ale brakuje mi ciasteczek=D
Wrzesień 14, 2010
No rzesz ale słodkości sobie na wieczór u Ciebie zafundowałam.
Przepis na ciacha poproszę i ja!
Pozdrawiam!!!
Wrzesień 14, 2010
Wrzuciłam kochane już w treść;]
Wrzesień 14, 2010
Kusisz , oj kusisz….
Wrzesień 15, 2010
Ale kusisz!!! A ja na dietę muszę natychmiast!!!
Wrzesień 15, 2010
Matko, aż mnie skręca w żołądku !!! PYCHOTA !!!
Wrzesień 16, 2010
Tu Tunrida- miło było Cię poznać !! Szkoda, że tak krótko. Miałam ochotę poplotkować.
Wrzesień 16, 2010
koniecznie musze wypróbować te ciacha!
wyglądają przepysznie!
pozdrawiam
Wrzesień 16, 2010
Uwielbiam cantuccini więc od dziś Twój przepis będzie zawsze pod ręką. Czy vin santo jest u nas dostępne ( nigdzie oryginału w tutejszych sklepach nie spotkałam, chyba ,że chodzi o zwykłe słodkie wino?)
A bezowe ciasto -pyszotka!
Pozdrawiam serdecznie:)
Wrzesień 17, 2010
To jest to! To jest to włoskobrzmiące coś, co mi wyszło z przepisu na chałkę!!!:):)Tyle,że było bez migdałów, i było gumiate zupełnie:)
Wrzesień 17, 2010
wałeczki migdałowe czekaja na rozgrzanie się piekarnika:)
Wrzesień 19, 2010
Księżniczko wyszły świetne.Wczoraj na imprezie zajadali się dorośli i dzieci.:)
Wrzesień 19, 2010
Cieszę sie!
Wrzesień 20, 2010
http://martumartek.blogspot.com/2010/09/ksiezniczkowe-cantucinni.html
Przy następnych zakupach znowu trzeba kupic torbę migdałów.