Temat chodzi za mną już jakiś czas.
Co pojawia się na naszym stole
My od jakiegoś czasu praktycznie nie kupujemy pieczywa – piekę sama chleby i bułki w domu. Wędlin sklepowych nie jadłam całe wieki – robimy je sami.
To nasza świąteczna kiełbasa, pierwsze koty za płoty w zestawie mama, Karol i ja – wyszła rewelacyjna!
Jajka kupuję od kur wolnowybiegowych i od zielononóżek. Miód sklepowy to ostateczność. Żadnych gotowych sałatek sklepowych czy też ciast.
Generalnie jak mogę coś zrobić sama – robię to, zamiast kupować słodycze piekę je
wiosną i latem robimy sami sery. Latem dżemy i soki, jesienią weki
A truskawki, czosnek, marchewkę, pomidory, ogórki, paprykę, rzodkiewkę, botwinkę, porzeczki, agrest, wiśnie mamy swoje.
I dobrze mi z tym.
Zwłaszcza ze świadomością tego co jest w środku produktów, i powiem wam że było mi ostatnio okropnie przykro – uwielbiam parówki, na 5 firm w sklepie wszystkie były MOM – czyli były mięsem oddzielonym mechanicznie – czyli parówki jak to mówię z „rogami, włosami i kopytami”
Jak kupowałam masło załamałam się, bo to które było najbardziej masłowe – 87 % tłuszczu miało z kolei sztuczny barwnik. Kosmos jakiś…. a te bez barwników z napisem masło na papierku miały po połowie tłuszczy roślinnych… Zdarzyło nam się naciąć kupując ser – gdy w domu okazywało się, że to produkt seropodobny.
Z drugiej strony nie popadam w paranoję. Nie czuję się niewolnikiem ideologii bo takowej do naszych działań nie dorabiam. Punktem wyjścia tego wszystkiego jest to, ze lubimy dobrze zjeść, a jak człowiek pozna co to znaczy jeść dobrze nie będzie zadowalał się namiastką jedzenia. Chociażby taki chleb sklepowy – po prostu nie smakuje.
A jakie jest wasze podejście do jedzenia? Jak dużą wagę przywiązujecie do tego co gości na waszych stołach?
Pozdrawiam kuchennie!
A Betsy Petsy proszę o podanie adresu, bo nadal nie mam gdzie wysłać paczki!
Grudzień 13, 2010
Rozumiem Cię bardzo dobrze. Odkąd zrobiliśmy nasza pierwszą kiełbaskę, praktycznie nie jadam sklepowej. Czasem tylko, jak robimy grilla. Ostatnio zrobiliśmy też wędliny – szynka, schab. Zaraziliśmy tym znajomych i teraz mamy towarzystwo przy masowaniu mięsiwa na kiełbaskę i nastrzykiwaniu szyneczki. Wczoraj właśnie wieczór upłynął nam na robieniu aromatycznej zalewy i marynowaniu mięsa. Już nie mogę się doczekać wędzenia.
A co do sklepowych produktów, to też nieraz się załamuję. Znalazłam tylko jeden sok, który składa się z owoców i cukru. A jak chciałam kupić miód, to na pięć, tylko jeden był z polskiej pasieki. Na Przynajmniej jaja od czasu do czasu dostajemy domowe Od mamusi. Znaczy się od kur oczywiście
Grudzień 13, 2010
Cha, chciałabym tak jak Ty,lecz brak mi siły zaparcia.Sprawdzam etykiety,czytam co tam w środku siedzi,trochę rzeczy mam z działki trochę z eco-sklepu.Ale niestety kiełbas nie produkuję.Ta Twoja wygląda obłędnie.Na handel też produkujesz ???pozdrowionka
Grudzień 13, 2010
Wiesz ja odkad mam alergika w domu bardzo uważam na to co kupujemy, nasze zakupy wydłużaja sie niemiłosiernie bo czytam skład wszystkiego co kupuję. Ostatnio jestem przerażona faktem dodawania substancji słodzących do herbat owocowych!!!! Tak pieke sama chleb, z wędlin robię pasztet domowy (mamcia podrzuca mi inne swojskie specjały), robimy kompoty, dżemy, soki. suszę owoce. Pieke ciasta. niestety czekolady swojskiej nie robię ani nabiału, ani kiełbaski. Ta wasza wygląda niesamowicie smakowicie. Aha miód z pasieki, jajka w większości ze wsi ale zdarza mi się kupować „sklepowe”. No i uwielbiamy swojskie mleko od kozy
Grudzień 13, 2010
Gdy tylko pojawia się okazja kupna swojskich wyrobów, to korzystam z niej. Od dawna czytam etykietki na produktach, bo często nawet smak i zapach jest sztuczny. A twoja kiełbasa wygląda nieziemsko, chociaż od dawna nie jadam czerwonego mięsa.
Pozdrawiam serdecznie
Grudzień 13, 2010
Szczęściara!!!!! ja to bym chciała jeść swojskie, ale po prostu nie mam wyboru i jem sklepowe. Na metki zaglądam, staram się kupować jak najmniej „sztucznego” ale wiadomo, zdrowa żywność w specjalnych sklepach potrafi kosztować…
PS. ech, zjadłabym takiej domowej kiełbaski….
Grudzień 13, 2010
oj zazdroszczę do entej potęgi!!! od czasu jak dowiedziałam się, że jestem (tzn byłam) w ciąży zaczęłam zwracać uwagę na skład… i z przykrością stwierdzam, że chemia, chemia i jeszcze raz chemia… teraz jest dla mnie bardzo ważne co jemy i co daję jeść Stasiowi… i mam dylemat, bo niby z dobrych firm słoiczki są atestowane i takie tam, ale z drugiej strony to tak naprawdę papier przyjmie wszystko i można pisać do woli, a jak jest naprawdę??? niestety mam tylko dostęp do własnej marchewki i selera i jeszcze fajnej dyni… ale to za mało :((( a koleżanka się puka w czoło jak mówię, że nie ugotuję Synkowi ziemniaków z bazarku… bo tak naprawdę to nie wiem czym były sypane i czy tylko z nazwy nie przypominają ziemniaka… słyszałam, że w Wawie powstał ekologiczny bazarek i będę musiała wybrać sie na rekonesans… jajka to od sprawdzonego chłopa ;))) latem owoce z domowego ogródka (maminego)… zimą większość przetworów też… ale niestety chemii nie potrafię się tak do końca ustrzec….
pozdrawiam serdecznie
Ania
Grudzień 13, 2010
Ja robię tak jak Ty. Nie była to sprawa wyboru tylko konieczności. Jak się mieszka na wsi i ma mało pieniążków to wszystko trzeba zrobić samemu. Czasami mam dosyć tego swojskiego jedzenia ale goście przeważnie są zachwyceni. Nie piekę tylko pieczywa (chyba tylko okazjonalnie), bo po prostu miałabym za dużo pracy dla mnie jednej
Grudzień 13, 2010
Tej kielbaski to zazdraszczam…mniam! Niestety nie mialabym pojęcia (chyba ) jak się do takiego ,,samorobienia,, kielbaskowego zabrać. Ale poza tym na moim stole króluje przede wszystkim swojskie maslo, swojskie mleko, swojskie jaja,swojski chleb, miodek też swojski, jeszcze soczki, dżemiki, ciasta itd. itp.
Gdybym taką kielbasiorkę potrafila zrobić…ach…
Grudzień 13, 2010
Zazdroszczę tej samowystarczalności. Może i ja kiedyś do tego dojdę… W każdym razie ostatnio, a szczególnie od momentu kiedy moja mała córka zaczęła jeść coś oprócz mleka piersiowego, zaczęłam zwracać uwagę na to, co jemy. Póki co czasem piekę chcleb – ten na drożdżach średnio mi smakuje, a zakwasu jakoś się boję, ale muszę spróbować. Wędliny kupujemy te droższe, ale coraz częściej myślę, że to i tak nie ma sensu. Parówek nie kupuję, stronię też od pasztetu i przymierzam się, by zrobić go samej. Ostatnio też zaczęłam piec ciastka, co by nie kupować słodyczy, ale wyręcył nas Mikołaj w postaci dziadków i przyniósł całą masę. W każdym razie przeraża mnie to, że coraz częściej słyszę, że to jest niedobre, to nie jest tym, czym się wydaje być, a to jest trujące mimo, że posiada certyfikat… Jak się w tym odnaleźć? Nie można się jednak dać zwariować… A! Jajka zakupuję od kuzynki, więc są z pewnego źródła i o wiele smaczniejsze niż kupne.
Grudzień 13, 2010
Podzielam twoje zdanie na ten temat, staram sie nie kupowac gotowcow, pieke gotuje, wekuje itp
Rodzice 2 razy w roku robia wlasne wedliny takze dostaje swoj przydzial, Ale bym zjadla Waszej kielbaski, pieknie wyglada, niestety tu w De wedliny a szczegolnie kielbaski – o ile to cos mozna nazwac kielbasa bo nie doszlam jeszcze co to sa okropne, z musu zostaje jedynie Polski sklep i zakupy w wybranych miescach poczas wizyt w Polsce.
Pozdrawiam serdecznie
Grudzień 13, 2010
Wagę do jedzenia przykładam, ale niestety pracuję i na pieczenie własnego chleba czasu kruca mało. Musiałabym „spiąć orzecha” … a to wymaga motywacji :)_
Grudzień 13, 2010
My staramy się jak najbardziej naturalnie:-))) Czyli dżemy, soki i nalewczki własne, owoce suszone własne, zioła z ogrodu, warzywa – z ogrodu. No ale nabiał i wędliny muszę kupować. Szukam więc jak najbardziej naturalnych – wędliny kupuję z małych, sprawdzonych wytwórni ( lubię też te od Benedyktynów . Sery w miarę możliwości ekologiczne ( lubimy te od Szwajcara na Suwalszczyźnie, genialne są też sery owcze z Rancha Frontiera na Mazurach ). A masło osełkowe – chociaż faktycznie znalezienie prawdziwego masła to trudna sztuka. A mleko, śmietana, twarożki i jajka od sąsiadki!
Grudzień 13, 2010
Witaj!
Niestety nie zawsze kożystam z domowych półproduktów podczas pichcenia, ale staram się
jak mogę…Przyznaję,
że chleba nigdy nie piekłam, ale za to słodycze produkuję
cyklicznie;)
Kiełbachą zapachniało, u mnie dziś szyneczki się wędzą…ale będą
pyszne święta !!!
Pozdrawiam ciepło
Grudzień 13, 2010
No u mnie jest podobnie- duzo swojskich rzeczy, a to wszystko zaczelo sie od lektury Tobaka:) Mieszkam w Azji poludniowej- jedzonko tutaj jest w duzej czesci naturalne,jadamy duzo owocow i warzyw, ale kielbaski swiateczne musza byc- i w tym tygodniu zamierzam sie wziac do roboty i ruszyc z wedzeniem:)Pozdrawiam serdecznie
Grudzień 13, 2010
No niestety, zeby zjeśc dobrze tzreba sobie samemu przygotować. Dla mnie to oczywista oczywistość, ze chleb z pieca nie zastapi tego sklepowego, że śmietana od babci jest oryginalna a nie 12%, ze najlepsze sałatki robi sie samemu, a najlepsze jajka dają kurki od znajomych czy babci…. W sklepie śmietana jest coraz mniej tłusta, jajka coraz mniej jajeczne, a szynka jakby zbudowana z soli i wody, z dodatkiem mięsą..
Grudzień 13, 2010
Ja mam w domu wskaźnik konserwantów – syna alergika. Jak go wysypie, znaczy – za dużo paskudztwa w jedzeniu. Na szczęście wysypuje go rzadko, bo staramy się jeść zdrowo.
I niestety, tez lubimy parówki. Staram sie nie myślec, co w nich jest…
Grudzień 13, 2010
Cudowny temat!!!!! My też staramy się dbać o jedzenie – szynki, dżemy, soki – oczywiście w miarę możliwości, bo nie wszytsko dajemy radę. Ale, ale:D:D:D już niedługo będziemy mieszkać na wsi, już wiem, że sąsiedzi mają kurki biegające na wolności – często są na naszej działce:D Na szczęście mamy też dostęp do własnych świnek,a miód – tylko z pasieki kupujemy. Nie mogę się doczekać naszego domku…Myślę, że to już niedługo. Kwestia roku – trzymaj kciuki!!! Myślę, że nie omieszkam pochwalić się na blogu, gdy zacnziemy budowę:) Pozdrawiam i9 SMACZNEGO!!! Aż zazdroszczę, bo teraz nie mamy swojej…
Grudzień 13, 2010
Aj zapomniałam, miałam jeszcze dowód rzeczowy zamieścić – to z mojego drugiego bloga – zapraszam:) http://foto-gra-fka.blogspot.com/2009/06/kiebasa-story.html
Grudzień 13, 2010
Ja z racji, że mieszkam sama nie porywam się aż na taką produkcję, to oczywiste. Staram się kupować w zaufanych miejscach i raczej produkty jak najmniej przetworzone. Słyszałm, że nawet gotowe mieszanki do pieczenia chleba pełne są polepszaczy…
Kiełbasa wygląda bajecznie, aż do mnie doleciał aromat wędzonki…
pozdrawiam:) Iza
Grudzień 13, 2010
Kochana, mój mą zjest dokładnie tego samego zdania co Ty i Twoja druga połowa:)
i ja sięteżz tym zgodze, ż ejak raz sie zasmakuje chleba czy masełka.. takich prawdziwych,najprawdziwszych… to Panie Boze… ślina cieknie mi nawet teraz:)
a ja to taka blonda jestem,ze wreszcie Cie wynalazłam na tych tysiacach blogów ,że to TY!!!
Kaloszowa Kcienżniczko:)
no.. to teraz będę pisowaci zaglądywać do Ciebie:)
Wleć na gorącączekoladę, mam z miodem.. od prawdzich pcółek:)
ściski
M
Grudzień 13, 2010
Domowe zawsze jest lepsze, lepiej smakuje – ja niestety nie mam czasu na takie rzeczy, – nic tak nie smakuje jak domowy makaron, majonez, mizeria z ogórków… Moja mama w miarę możliwości produkuje przetwory , kiełbasę kupujemy „po znajomych”, którzy ja robią, jajka niestety sklepowe, ale się staramy żeby były od kur z wolnego wybiegu Osobiście uwielbiam jogurty ze sklepu ze zdrową żywnością „Natu”- mają tydzień przydatności do spożycia, zero konserwantów i jak się raz spróbuje takiego jogurtu to już się tych „sklepowopółkowych” tak nie nazwie Na co dzień niestety nie nie mam jak być „samowystarczalną” w te klocki, ale ja ogólnie uważam, że to jest super sprawa, i BARDO BYM TAK CHCIAŁA :))))
Grudzień 13, 2010
Ja ciebie rozumiem, sami staramy się jak najwięcej robić, ale czasu jest mało ostatnio. Etykiety czytam od 11 lat (dziecię z alergią). Lubimy spagetti, ale tylko z sosem robionym w domu (w tamtym roku pewnie ze 200 kg pomidorów obrałam ze skórki, wypestkowałam, itd.).
Z mężem ostatnio rozmawialiśmy, że te nasze dzieci rozpuściliśmy, i byle czego nie jedzą. Z wędlin kupnych to tylko salami, i bezbłędnie rozpoznają te za 40-50 zł, innego nie tkną (nie chodzi tu o cenę, ja widzę jak kupuję, ale o składniki).
Masło też tylko 82% (87 nie widziałam). Dużo z tego zostało nam po alergiach dzieci, one wyrosły, ale etykiety czytamy.
Pozdrawiam, Werska
Grudzień 14, 2010
Witam, Chciałam Cię zapytać tak z czystej ciekawości bez złośliwych intencji. Posiadając świnkę wietnamską nie czujesz oporów przed zajadaniem się wieprzowiną? Sama posiadam konie i jedzenie koniny w świadomości podchodzi mi pod kanibalizm wręcz. Pozdrawiam Paulina
Grudzień 14, 2010
Koniny nie jadam i nie spróbowałabym, tak samo jak mięsa z kangura czy węża – to bariera mentalna raczej a nie ideologiczna. Wieprzowinę jadam tak jak używam i butów, siodeł czy innych rzeczy z bydlęcej czy świńskiej skóry. Bo rozumiem ze ty koniny nie jesz z przekonania ale w jedzeniu wieprzowiny nie widzisz problemu jak nie masz świni?
Może spójrz na to w ten sposób, dzięki temu że Peppa jest u mnie nikt jej nie zjadł;]
Grudzień 14, 2010
Mieszkam w Wa-wie,ale kierowniczka mojego osiedlowego sklepiku zamawia masło i ser z tej mleczarni-polecam!Joanna
Grudzień 14, 2010
http://smrospudafilipow.pl/index.php?str=tradycyjne sorki zapomniałam wkleić. Joanna
Grudzień 14, 2010
polecam ten film
http://www.youtube.com/watch?v=5KOoCVzsH3Q
Joanna
Grudzień 15, 2010
Serdecznie zapraszam do The Bunny Attic
Bloga pelnego Znalezisk w stylu English-Country, Vintage i Shabby Chic
Pozdrawiam i Zapraszam
Grudzień 15, 2010
I ja przykladam wielka wage do tego co jem; to co moge przygotowuje sama, to co kupuje jest prosto z farmy lub ekologiczne. Unikam ‚gotowcow’, polepszaczy, konserwantow itp. Czytam etykietki i unikam tego, co zawiera niepozadane skladniki. Choc oczywiscie nie wszystkiego da sie uniknac na 100%. Na szczescie sporo jest tutaj wszelakich (bardzo rzetelnych) testow konsumenckich, a to bardzo pomaga w ocenie niektorych produktow.
Dobrze, ze o tym napisalas
Pozdrawiam serdezcnie!
Grudzień 15, 2010
Wyszłam z założenia że gdybym nie posiadała koni i nie uwielbiała tych zwierzaków to kto wie czy nie zasmakowałabym w kabanosach z koniny. Twoje wyjaśnienie jest satysfakcjonujące i badzo za nie dziękuje:)
Grudzień 15, 2010
Podziwiam samozaparcie i gratuluję. Choć sami nie robimy, mieszkamy w mieście, to kiełbaskę kupujemy na wsi, z pewnego źródła – jest pyszna.
A miodek kupuję od Pani na osiedlowym bazarku, która jedzie kawałek drogi aby rano już być na miejscu.
Na moim osiedlu widzę czasem Panie, które przywożą ze wsi „swoim stałym klientom” mleczko i jajeczka
Pozdrawiam swojsko.
Grudzień 16, 2010
Witaj!
Ja dopiero rok temu zrozumiałam jak wazne jest to co jemy. Do tego czasu jakos niespoecjalnie przyjwiązywalam wagę, zresztą studenckie finanse nie pozwlalały mi kupować nie-wiadomo-czego, a w Bied*ce to rarytasów domowych raczej nie doświadczysz, a trudno było mi wychodowac marchewkę własną mieszkając na wsooookim pietrze wrocławskeio bloku…:)To się zmieniło – od ponad roku mieszkam w Słowenii. Ten kraj ma niesamowicie czystą przyrodę. Wszycy mają ogródki, hodują owce, krowy. Mnóstwo tutaj eko-gospodarstw. Zaczęłam jeść inne produkty, takie o jakich piszesz – to co rośnie w ziemii mamy w ogrodzie (a w zimie w zamrażlaniku:), to co biega po łące mamy od wuja, kóry ma właśnie eko-gospodarstwo. Kiełbasy, kaszanki, mięso – wszytko domowe. Do tego mnóstwo ziół, herbat z roślin, o kórych nie miałam pojęcia, że można je pić. Nie łykam dodatkowych witamin, nie zmianiłam sposobu odżywiania (w sensie np. godz. posiłków), nie stosowalam żadnej diety, a od tego czasu niesamowicie poprawiła mi się cera, wzmocniły paznokcie, włosy przestaly wychodzić garściami schudłam. Mój organizm niesamowicie się uspokoił, nie umieram z bólu co miesiąc, uspokoiły się problemy z przemianą materii…
To co jemy jest niezwykle ważne, przecież to jest to co potem buduje masze ciała!
Nie jestem jednak maniaczką odzywiania. Zgrzeszę czasem knyszą na mieście, czy (o zgrozo!) frytkami McD (to powinnam zaniechać ze wzglądów idologicznych:), nie rzucę picia kawy:)
Jednak sama, na własnej skórze poznałam jakże ważne jest co jemy:)
pozdrawiam serdecznie!
Marysia
ps. miałam kiedyś w swoim życiu okres wegetariański, ale już mi minęło:)
Ostatnio natomiast usłyszałam zdanie: „Gdyby Bóg chciał abyśmy nie jedli zwierząt, nie zrobiłby ich z mięsa”;)
Grudzień 16, 2010
Co do owoców swoich to jest najlepsza rzecz móc latem czy jesienią wczesną wyjść do ogrodu i buszować za pysznymi własnymi owockami. U mnie borówka amerykańska, porzeczki, maliny, agrest, jabłuszka,jerzyny. A sok malinowy zrobiony przez mamę smakuje o stokroć lepiej od sklepowego więc wiem o czym mowisz
NataszkaR
Grudzień 27, 2010
Jak się siedzi w domu i nie ma dzieci ani pracy z to sie ma czas na robienie wszystkiego samemu.
Grudzień 27, 2010
Mylisz sie Anonimowy czytelniku! Wiekszosc z moich znajomych to osboy ktore maja dzieci, pracuja zawodowo a przy okazji i tak wszystko robia same. To jest tylko kwestia wyboru i dobrej organizacji
Styczeń 10, 2011
Znów anonimowi cierpią na projekcje i zgryzoty;]
Kwiecień 14, 2011
Hej,
czy możesz mi polecić dobrą książkę o przepisach na domowe wędliny – głównie kiełbasy. Też nie kupujemy takich rzeczy sklepie, a że kiełbasę lubię, chciałbym ją robić samemu.
Nasz sąsiad ma swoją wędzarnie i obiecał, że uwędzi jak będzie co…
pozdrawiam!