Kiedyś lubiłam ten przedświąteczny szał sklepowy. Nie przeszkadzał mi tłok na parkingach, kilometrowe kolejki do kas, zakupy na ostatnią chwilę. Czy wraz z przeprowadzką coś się zmieniło? Czy ja się zmieniłam? Czy wraz z wiejską sielanką dostałam nową tożsamość?
Byłam zakupoholiczką, taką na maksa. Jeśli było otwarcie jakiejś galerii musiałam tam być. Choćby oznaczało to godzinę stania w korku by do niej dojechać. Uwielbiałam sklepy, szwendanie się po nich, nawet jeśli nie miałam nic konkretnego do kupienia. To było dla mnie relaksujące, odprężające. Miła odmiana jakaś od szarej codzienności.
Potrafiłam chodzić po sklepach godzinami, kupowanie przez internet nie miało tej magii. Nie można było dotknąć, zobaczyć, pooglądać na żywo.
Gdy to teraz czytam aż mam ciarki na plecach. Bo to teraz po prostu, jak to czytam po latach strasznie to brzmi.
Zakupy przedświąteczne starałam się w tym roku w dużej mierze zrobić przez internet, ale wiadomo, że wszystkiego się nie da. Zatem weekend częściowo był wypełniony wielkim rajdem po sklepach.
I nawet starałam się mieć dobre nastawienie, myśleć pozytywnie, miałam kartkę na której było napisane co trzeba kupić, dziecko zostało u dziadków, by bez sensu nie wtłaczać go w ten gwar.
Niewiele pomogło.
Głośno, harmider, gorąco.
Setki ludzi przepychających się z wózkami, zapchane parkingi.
Taki koszmar.
Człowiek odzwyczaja się od tego, mieszkanie w ciszy i spokoju odcina go skutecznie od zbędnych bodźców, tłoku.
Po takich dniach wieczorami jestem po prostu wykończona, z bolącą głową, zła, i zupełnie bez „zen”.
Raczej jak ten kwiat lotosu*;]
I nawet kawa nie pomaga w trakcie zakupów w kawiarni…
Czy w tych sklepach jest inaczej niż kilka lat wstecz? Raczej nie.
Myślę, że ja się zmieniłam. Odcięłam od tych szumów.
Na co dzień bardzo to cenię. Ale czasami nie ma wyboru.
I wtedy okazuje się, że coś co kiedyś relaksowało, dziś jest największą karą.
A ja uciekam do swojego azylu jak najszybciej.
Pod swój pasiak.
I czuję się kosmitką.
*Jestem oazą spokoju. Pie*m, k*a zajebiście wyciszonym kwiatem lotosu na zajebiście spokojnej tafli j*o jeziora
Grudzień 21, 2014
nie, nie jestes kosmitka – wiele osób (w tym rowniez ja) ucieka od sklepowego gwaru. Na spacer wole iść do lasu a po zakupy wysłać męża :-))
Grudzień 21, 2014
Ja też chcę zostać kosmitką!
Grudzień 22, 2014
Jesteś pewna?
Grudzień 22, 2014
Chyba tak. Jeszcze nie teraz, ale jak już będziemy stateczni, to marzy nam się drewniany domek na Suwalszczyźnie.
A trochę-kosmitką i tak jestem, tata mówi, że jestem „wiejska baba z miasta”
Grudzień 22, 2014
A może to trochę z wiekiem przechodzi:D ja w tym roku za cel sobie postawiłam, że gorączka zakupowa mnie nie bedzie dotyczyła i w ten weekend relaksowalam sie w domu, lubie zakupy, ale nie tak, jak kiedyś, teraz się trochę mecze, szkoda mi czasu, nawet ostatnio stwierdziłam, że już nie umiem kupować stacjonarne, wole zdecydowanie z kubkiem kawy robić to przez internet:)))
Grudzień 22, 2014
yyy że starość nie radość?
Grudzień 22, 2014
Ja nie lubię zakupów w święta . Ten ścisk masa ludzi masakra na szczęście jestem już po teraz tylko gotowanie czli to co tygryski lubią najbardziej.
Grudzień 22, 2014
mam tak samo;)
Grudzień 22, 2014
Uwielbiam ten cytat:) a ja tego przedświątecznego zakupowego szaleństwa nigdy nie lubiłam. Owszem zakupy lubię, lubię czasem połazić po sklepach, po jakiejś galerii ale tak najlepiej w tygodniu w godzinach kiedy większość ludzi jest w pracy i galerie są puste. Nienawidzę tłoku, ścisku i kolejek, dlatego na co dzień zakupy robię przez internet. Spożywcze w sklepach, ale na szczęście mieszkam w małej miejscowości, gdzie nie ma aż takich dzikich tłumów:) I akurat w moim przypadku jestem pewna, że przeprowadzka z miasta pod miasto (bo do wsi to jednak nam trochę brakuje) spowodowała, że wolę ciszę, spokój i brak pośpiechu.
Grudzień 22, 2014
Heh, ja w tygodniu od biedy „mogę”, ale jak nie muszę wybieram zakupy przez sieć.
Grudzień 22, 2014
Ja mam podobnie! W zasadzie tak samo. Do sklepu jadę jak muszę. Większość kupuję przez internet. Ale chyba też zmieniło się moje podejście – kiedy szafa pękała w szwach, teraz najchętniej chodziłabym non stop w jeansach i białym t-shirt’cie.
Nie, nie jesteś kosmitką po prostu dorośliśmy do pewnych rzeczy ;P Tak to sobie tłumaczę ;-)))
Grudzień 22, 2014
Moj zakupoholizm tez juz zmarl…. na szczescie!!!
Zakupy to poszukiwanie szczescia, teraz tak mysle, ktorego nie da sie kupic!!!
Masz to szczescie teraz i zakupy sa juz „wojna” niepotrzebna
ouummmmmmm….
Grudzień 22, 2014
Ciekaw jestem czy ta przemiana to efekt wieku czy nabytej mądrości i dystansu do tego wszystkiego
Grudzień 22, 2014
Myślę, że dystansu. Kiedyś pamiętam przedświąteczną krzątaninę jako taką katorżniczą pracę od świtu do zmierzchu. Miało być super wysprzątane, ugotowane a ja padałam na nos, ale liczył się efekt. Dziś mam więcej dystansu, w tym bałaganie np zamiast się zadręczac, kiedy posprzątam kleję papierowy łańcuch z synem. Bo w ten sposób łapię ulotny moment, tłoczenie w sklepie skutecznie studzi świąteczny nastrój.
Grudzień 22, 2014
Nigdy nie przepadałam za zakupami i pewnie się to nie zmieni. A cytat… Doprowadził mnie do łez…:) Muszę go zapamiętać. Koniecznie! Pozdrawiam
Grudzień 22, 2014
„Księżniczki w kaloszach” przyznaję się bez bicia, że wyciągnęłam się w poczytywanie/ podpatrywanie Was i z sentymentem wspominam wspólne czasy w „cywilizacji”. Z perspektywy mieszczucha który 3 lata temu uciekł na wieś czasem czytając Cię mam wrażenie że siedzisz w mojej głowie
Luty 8, 2016
Tak,miałam to samo,teraz buduje Śmietankowy Dom na wsi I latem uciekam od wielkiego miasta. Będzie super! Zaglądam tu po tax pierwszy,ale zostaje!:-)
Luty 8, 2016
Nie znoszę zakupów! Dla mnie to zło konieczne, ale sobie mówię, że jak przetrwam, to pójdę potem pobiegać do lasu – cisza i przestrzeń, to jest to :). Doskonale Cię więc rozumiem Kosmitko :). Pozdrawiam ciepło. Joanna
Luty 8, 2016
Od kiedy na studiach podjęłam pracę w galerii, szczerze nienawidzę tego miejsca
Luty 8, 2016
Zakupoholizm…skąd ja to znam. Nie wiem na jakim obecnie jestem etapie, ale ostatnio odkryłam, że codziennie wracając z pracy koniecznie MUSZĘ coś kupić. Cokolwiek. Choćby owoce, pieczywo, coś do chleba… Nie potrafię pojechać prosto do domu bo czegoś mi brakuje. W dodatku pieniądze uciekają z konta jak szalone, bo jak się codziennie robi zakupy… Teraz kiedy już wiem, muszę zacząć coś z tym robić.