Nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania

piątek, Grudzień 22, 2017 1 20

Święta tuż tuż. Przed nami ultramaratony za stołami. Karpik, śledzik, tatarek, kaczka ze śliwkami, sałatka jarzynowa, grzybki z cebulką i kapustka na ciepło. Potem serniczek cioci Krysi, makowiec mamusi, piernik zagryzany pomarańczami w czekoladzie. Istna orgia obżarstwa. Co dalej? Dalej na kanapę, fotelik, nóżki w górę i jak to mawiała moja babcia, zawiązuje się sadełko. Bo przecież jest za zimno, by opuścić tę krainę pierogiem i boczkiem stojącą. Czy jest tak faktycznie? skiing-1870642_960_720

Jestem pokoleniem wychowanym w latach 80′. Doskonale pamiętam mroźne zimy . Ale takie na serio mroźne, gdzie na Podlasiu -15 było nawet temperaturą komfortową. Pamiętam też doskonale, jak się jechało w gości do rodziny, autobusem który kursował jak chciał a człowiek  na przystanku zastanawiał się czy zanim przyjedzie autobus popadnie w hipotermię. Pamiętam też doskonale znienawidzony w dzieciństwie kożuch, który musiałam nosić bo był „śliczny i ciepły”. Oczywiście to była wersja moich rodziców, ja w akcie desperacji wysmarowałam go w wigilię odwiedzając cmentarz sadzą ze znicza, i choć było to zagranie va banque, przyznam że było skuteczne. plush-boots-3013700_960_720

To były czasy gdy bieliznę pościelową woziło – choć w czasach, gdy samochodów nie było dużo raczej nosiło do pralni. Zimą mama pakowała tobołek z pościelą na sanki, sadzała mnie na tobołek i przez całe osiedle jechałam tymi sankami do pralni. Wracało się już na pusto. Z taką wyprawą wiąże się też historia, że mama wsadziła swój dowód osobisty do mojego kombinezonu a po powrocie uprała go razem z kombinezonem, w międzyczasie przetrząsając cały dom w rozpaczy, gdyż dowód na początku lat 80′ był dokumentem niezbędnym.

Gdy wracam myślami do tych zim, przypominam sobie wkładanie trzech par rajstop, wełnianych skarpet dzierganych na drutach, zim tak mroźnych, gdy w szkole siedziało się w kurtkach a zajęcia niejednokrotnie były odwołane, bo zamykano szkoły z powodu zbyt niskiej temperatury. Dla dzieciaków było to bardzo na rękę,  bo można było mieć tydzień dłuższe ferie.

Ferie zwykle spędzałam u babci w Gołdapi, czasami przyjeżdżały też inne dzieciaki z rodziny. Zimą było istne szaleństwo, babcia szykowała worek napchany słomą (swoją drogą dopiero zaczęłam się zastanawiać skąd ona miała mieszkając w bloku taki worek i słomę?!) i dętkę od ciągnika. W kombinezonie, z twarzą grubo nasmarowaną kremem Nivea z Pewexu, tak przygotowanym szło się nad „wąwóz” poślizgać. Dodam, że szło się około kilometra, nie bardzo przypominam sobie też by ktoś dorosły nas pilnował. Wracało się z bordowymi polikami, z przemarźniętymi i przemoczonymi nogami. Babcia szykowała miskę z gorącą wodą z solą, by tam wymoczyć te stopy przypominające sople lodu. Do picia była obowiązkowo herbata z malinami a potem ciepła kołdra.snow-1148122_960_720

Gdy w mieście śniegu nie poskąpiło z mamą i tatą cały sezon szusowaliśmy po parku na biegówkach, chodziło się na lodowisko. Spacer  wieczorny był normą a jego brak odstępstwem od reguły.
Brzmi to niczym wspomnienia z krainy mchu i paproci, ale tak własnie pamiętam zimy.
Dziś czasy zdecydowanie się zmieniły i bardzo często zamiast sanek i spaceru jest telewizor i konsola. Zamiast biegówek, kanapa i koc. Gdy Lew był mały spędzał mam wrażenie na podwórku dużo więcej czasu niż obecnie. Jako małego naleśnika pakowałam go w kombinezon, do wózka owcza skóra i przecieraliśmy terenowym wózkiem uliczki na przedmieściach. Teraz rytm szkoły, szybkiego zmroku sprawia, że spędza na dworze mniej czasu niż bym chciała.

W dzisiejszych czasach mamy moc możliwości, by się ciepło ubrać i nie wyglądać przy tym jak ludzik znanej marki oponiarskiej. Gdy planuję aktywność na powietrzu – nawet jeśli to spacer, zawsze pamiętam o tym, by włożyć bieliznę termoaktywną. Gdy wchodziła na rynek, był to nie lada wydatek, dziś jej cena jest na tyle przystępna, że każdy może sobie na nią pozwolić.

Co daje bielizna termoaktywna? Komfort odprowadzania wilgoci od skóry, przez co staje się naszą drugą skórą, utrzymuje też stałą temperaturę ciała. Bielizna jak sama nazwa wskazuje powinna być noszona bezpośrednio na ciało – nie wkładamy pod nią koszulki czy rajstop.  W zależności od potrzeb możemy wybrać kolor czy fason. Na początku na rynku była w jedynym słusznym kolorze czarnym, dziś w kolorach można przebierać jak w ulęgałkach więc i różowy się znajdzie. Zwykle jest wykonana z elastycznych tkanin o zróżnicowanych składach. Ja najbardziej lubię bezszwową.

Gdy zatem po świąteczny obżarstwie będziesz się zastanawiać, co zrobić z resztą dnia, ja polecam ubrać się ciepło i skorzystać z aktywności na zewnątrz. Choćby miał być to tylko kilkunastominutowy spacer.

1 Komentarz
  • Yunau
    Grudzień 23, 2017

    Niby zwyczajna historia z życia, ale jakoś tak mnie urzekła :) Osobiście lubię śnieg i kiedy chociaż trochę napada, staram się zabierać swoją suczkę na pola żeby się porządnie wybiegała (w międzyczasie śmiejąc się z tego jak łapki jej się rozjeżdżają na lodzie). Ona (prawdopodobnie) urodziła się w zimie, więc kocha ją i jak widzi śnieg to od razu chce wariować, wtedy gryzie smycz i prowokuje mnie do zabawy. Niestety śniegu w tym roku jest tak mało, że miałam okazję jedynie na jeden taki spacer. To dosyć przykre, bo zazwyczaj pada troszkę wieczorami, a jako że Mia jest czarna i mała, boję się że się gdzieś zapodzieje i coś jej się stanie. Mam 20 lat więc w kwestii dzieci się nie wypowiem, to jeszcze daleko przede mną :P W każdym razie pozdrawiam i chętnie poczytam więcej takich historii :3

Odpowiedz na „YunauAnuluj pisanie odpowiedzi