Pobiec tylko dla siebie

piątek, Lipiec 3, 2015 14 5

Nienawidziłam zajęć WF-u. Całe życie wydawały mi się totalnie beznadziejne, nigdy nie byłam typem sportowca, gry zespołowe były dla mnie koszmarem. Zawsze byłam  najsłabsza, z notami poniżej jakiejkolwiek normy. Doskonale pamiętam bieg na 600 m z podstawówki, gdy moje koleżanki niczym gazele mijały mnie, a na mnie za szkołą czekał kolega na rowerze i podwoził mnie całą długość budynku, bym wybiegała chociaż dwóję. Nikt nawet na mnie nie naskarżył, bo raczej budziłam litość i współczucie. Wypluwałam płuca, łapała mnie kolka. Potem ogólniak, białe koszulki na zajęcia, nauczycielka despotka i biegi w centrum miasta na wzgórze Świętej Magdaleny. Znów najgorsza, bordowa i wściekła. Frustracja czasami opadała pod zwolnieniem z zajęć. Minęły lata a ja doskonale pamiętam te emocje.IMG_3164

Gdy cała Polska zaczęła biegać, ja się śmiałam, że nigdy z własnej nieprzymuszonej woli. Screeny z Endomondo, fit znajome z fejsa przebiegały po 10 km. Wtedy zaczęłam mówić, że ja nie biegam, bo nie mam ubrań i butów do biegania;] I tylko to mnie powstrzymuje.

Wokół biegać zaczęli kolejni znajomi, prawiąc jakieś bzdury o tym jakie to zajebiste, endorfiny i te sprawy. Ale wszyscy należeli do osób, które raczej wiodły prym na zajęciach wychowania fizycznego. Więc ich relacje wydawały mi się zupełnie nieprzekładalne na to co ja czułam, zupełnie niespójne z moimi przeżyciami. Szukałam bardzo długo osób, ale takich realnych, które zaczęły to robić, choć nigdy tego nie lubiły. Czekałam na relację w stylu „nie lubiłam biegać, spróbowałam i poczułam te wibracje”.

Gdy już natrafiłam na takie relacje, dalej swój upór opierałam na tym, że nie mam butów do biegania, specjalnego stanika, getr i koszulki. Nie przekonywało mnie, że do biegania nie potrzeba nic. Że na wsi nie muszę wyglądać tip top profeska. Choć myślę sobie, że to była wymówka.
Pewnego dnia moja przyjaciółka powiedziała „kupiłam sobie nowe buty do biegania, oddam ci stare, spróbuj”.

I nie było zmiłuj. Wymówki się skończyły. Dokupiłam całą brakującą resztę, wbrew pozorom uważam, że gadżety robią klimat, że ładnie wyglądając, w outficie adekwatnym do aktywności rośnie poziom zadowolenia. Przynajmniej ja tak mam, nie jestem minimalistką i gadżety bardzo mi poprawiają humor. Jeśli pomyślicie, że to głupie i próżne, trudno;] W zasadzie nie rusza mnie to.

Dlaczego chciałam spróbować? By pozbyć się złych emocji ze szkoły, przełamać się, popracować nad swoim charakterem. Chcę biegać dla siebie, spróbować zawalczyć ze swoimi słabościami, zmierzyć się z potworem.

W komentarzach na fejsbuku zostałam zapytana, czy było Endomondo? Nie było i raczej nie będzie. Nie zależy mi na tym, by rosnąć w oczach innych, publikować dystanse. Skasowałam aplikacje, którą miałam zainstalowaną, by nie korciła. Bo to nie o dystans chodzi, nie o prędkość i nie o maratony.

To próba charakteru, czy wytrwam – czas pokaże. Prawda też jest taka, ze gdy parę minut po 5 rano wyszłam dziś z domu, biegnąc podziwiałam jelenie w zbożu, czułam zapach dzików i goniłam zająca poczułam, że to może być fajne. Fajne wtedy, kiedy nikt mnie nie ocenia, kiedy nie jestem najsłabsza. Moment kiedy nie ma presji i kiedy wiem, że zawsze mogę dalej iść po prostu spacerem.
I mam w nosie fryzurę i brak makijażu!
IMG_3163 (1)

To dziś było takie poczucie wolności, niczym nie ograniczonej, bez reżimów i potrzeby lajków mojej pętli.

Czy będę namawiać? Do biegania raczej nie, bo to nie o bieganie chodzi. Będę za to namawiać, by zmierzyć się ze swoją słabością, swoim demonem. Tylko dla siebie.

Komentarze: 14
  • Olga
    Lipiec 3, 2015

    U mnie było podobnie. Stres, zadyszka, bolące płuca, kolka i murowana pała w dzienniku. To były chyba najgorsze lekcje w-fu jakie pamiętam. Nie lubiłam i nie umiałam biegać. Nas nauczyciel zabierał do Lasu Zwierzynieckiego i tam bieg na 1000 m odbywał się wokół Cmentarza Wojskowego. Dzisiaj rano na FB napisałam, że pewnego dnia, tak jak Ty dzisiaj, założyłam buty i poszłam do lasu. Chciałam spróbować, tak dla samej siebie. Złamać swój opór przed bieganiem, pozbyć się tych negatywnych emocji. Pobiegłam. Od tamtego czasu biegam regularnie i bardzo to polubiłam. Biegam dla siebie, nie biję rekordów, z nikim się nie ścigam. A gdy wbiegam do lasu, czuję wielką moc! Podczas jednego z takich biegów dobiegłam do miejsca, gdzie kiedyś na ocenę biegałyśmy na 60 m (to był bieg na czas). Zobaczyłam tam znowu tą smutną, zestresowaną dziewczynę w białym t-shircie. Do oczu napłynęły mi łzy, ale zaraz potem pojawił się uśmiech. Pobiegłam dalej. Szczęśliwsza i w końcu pewna siebie :)

    • Księżniczka w kaloszach
      Lipiec 3, 2015

      Dziękuję za ten komentarz, wiele dla mnie znaczy, bo doskonale rozumiesz.
      Zwierzyniec też należał do moich koszmarów…

  • Joanna
    Lipiec 3, 2015

    Oj, mogłabym się podpisać pod Twoimi słowami, ja często uciekałam z lekcji WF-u.
    Do biegania namówił mnie chłopak i tak biegam sobie już ponad rok. Co mi to dało? Bardzo wiele, cieszę się będąc sam na sam z przyrodą, czuję wszystko jakby z dwojoną siłą. Lepsza kondycja na pewno, szybciej chodzę, mam ładniejszą cerę. No i nauczyłam się wytrwałości i cierpliwości, bo to były moje słabe strony. Schudłam oczywiście też, najbardziej cieszę się jednak z energii i radości, jaką czerpię z biegania. W moim przypadku super działa bieganie i joga, to zmienia życie, sposób postrzegania, zmieniłam też sposób odżywiania.
    Trzymam kciuki za Ciebie ! Jesteś na dobrej drodze :). Joanna

  • vademecumrodzica
    Lipiec 3, 2015

    Początki nie są proste, trzeba przeżyć te najgorsze momenty, a później sama przyjemność i duma z siebie :)

  • jaśminowasia
    Lipiec 3, 2015

    A skok przez kozła, ja na nim poległam, życzę dużo kilometrów.

  • Sylwia
    Lipiec 3, 2015

    Zajrzałam na Twój blog po obejrzeniu programu o Tobie, Twojej rodzinie, pasji,przygodzie….Urzekliście mnie wszyscy:) Ten wpis jest pierwszym, który przeczytałam.Zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości – trzeba mierzyć ze swoimi demonami. Nagle to, co napawało nas lękiem może okazać się cudownym sposobem na życie:) Nigdy nie wiadomo, wszak życie pełne jest niespodzianek…:) Pozdrawiam serdecznie:)

  • Agnieszka Bakun-Kareło
    Lipiec 3, 2015

    Ja należe do tej drugiej grupy- zawsze wiodłam prym na w-fie -siatkówka , lekkoatletyka. Po kontuzji, na koniec studiów operacja kolana – przestałam się ruszać, bo w głowie siedział ten ból. Od 2 tygodni biegam. W zasadzie zmusił mnie stan pociążowy i brak czasu na cokolwiek. Zawsze lubiłam się ruszać, konie 3x w tygodniu to za mało,a przez swoją pracę kręgosłup coraz bardziej dokucza. Jak chodziłam na fitness przed ciążą plecy nie bolały,a teraz… nie wiem co gorsze -strach,że kolano znów się rozleci czy permanentny ból pleców – rehabilitacja to mój drugi dom ;).
    Zabieram psa i biegnę, robię częste przystanki, bo pies musi „przeczytać pocztę” ,ale dzięki temu mogę złapać oddech. Zauważyłam,że mogę przebiec coraz dłuższy dystans bez przystanku i to mnie bardzo cieszy. Edmondo czy jak to się nazywa – nie interesuje mnie, robie to dla siebie, biegnę średnio 20 min ,codziennie :) ALE… pocieszę Cię – też nie lubie biegać, nigdy tego nie lubiłam – bieganie to jak kara i mówi Ci to osoba, która biegała na długich dystansach ;)

  • Asia
    Lipiec 3, 2015

    Dołączam do klubu. U mnie pierwsza pani od w-fu w 4 kl skutecznie zniechęciła mnie do biegów. A jeśli chodzi o ogólniak to ja jestem z tych, co biegałam wokół placu przed Pałacem Branickich. Jestem wytrzymała. Przejde 400 km, duzo spaceruje i pływam…

  • Carla
    Lipiec 4, 2015

    Ja też nie cierpiałam biegać i nie znosiłam gier zespołowych. WF to był najgorszy przedmiot. Jestem szczęśliwa słysząc, że moje dzieci uwielbiają w-f, bo to znaczy że nie muszą przeżywać tego stresu, który pamiętam do tej pory.
    Na razie jeszcze nie biegam :), ale od lat uwielbiam narty i wszelkiego rodzaju gimnastykę. Podoba mi się, Księżniczko, że nie zachęcasz bo biegania, ale do stawienia czoła swoim demonom.

  • marzena
    Lipiec 4, 2015

    w czwartej klasie liceum – nasz nauczyciel w-f zaproponował że jeżeli na każdą lekcję przyjdziemy z dresami i butami da nam od ręki 5 na koniec roku – wszystkie dziewczyny zgodziłyśmy się. I co? I to co powyżej ból w boku zawsze w szarym końcu, ale w sumie nie narzekam – było nas tych z szarego końca bardzo dużo, dreptałysmy sobie razem lub osobno, nauczyciel nam nie odpuszczał, a w sumie my same sobie też nie – i 5 z wf było.
    Ale nie tylko to – pamiętam moje zdziwienie kiedy okazało sie ze po tym roku moja kondycja poszybowała do góry.
    Na studiach juz sama pilnowałam aby w każdym semestrze mieć zajęcia z wf-u i nie dlatego ze byłam jakas dobra w te kolcki ;o nie- zawsze byłam w „tyle” ale średnio mnie to interesowało bardziej interesowało mnie to że moja kondycja choc trochę się trzyma na poziomie. Teraz po wielu latach i kontuzjach mogę w sumie tylko chodzić i pływać. WIęc chodzę tam gdzie się da i kiedy się da …
    i zastanawiam sie nad jogą – bo podobno dla osób z problemami jest ona bardzo dobra … wiec jestem na etapie – zapisać się czy nie, to chyba nie dla mnie, no i nie mam ubrania i karimaty i w ogóle…
    :) ale w sumie warto się ruszać, i ba właśnie nie patrzeć na to iż inni nas oceniają i to że wypadamy słabo w porównaniu – …

    • Joanna
      Lipiec 4, 2015

      Polecam jogę, dzięki niej wreszcie czuję się zrelaksowana, wyciszona, a jednocześnie pełna energii. Najtrudniej jest zacząć, ale warto. Sama jestem zaskoczona, że jestem aż tak elastyczna. Joga to nie jest wyścig, to jak w bieganiu- zmaganie samym ze sobą, a efekty przychodzą szybko i są warte wysiłku :). Joanna

      • Księżniczka w kaloszach
        Lipiec 7, 2015

        Jogę praktykowałam czas jakiś, ale wymagała ona pojechania na zajęcia. Sama nie umiałam się zmobilizować i poćwiczyć.
        A z kolei pojechanie to koszt, czas, reżim czasowy. Chyba ze czas rozwinąć matę na łące!

  • blogi parentingowe
    Lipiec 4, 2015

    Trzymam kciuki, życzę powodzenia!

  • Anaberry
    Lipiec 6, 2015

    Na WFie byłam przeciętniakiem, ale nie lubiłam; rywalizacji o oceny, zadyszki i potu między innymi lekcjami, powtarzalnych zajęć polegających na grze w siatkówkę (której nie lubię) na ćwierci sali, dzielonej z innymi klasami. Aczkolwiek równolegle byłam trochę aktywna, uwielbiałam na przykład przejażdżki rowerowe, choć nie traktowałam ich jako sport.
    Teraz nie wyobrażam sobie życia bez żadnej aktywności! Trochę biegam. Najbardziej lubię przez las, ale na co dzień nie mam okazji. Zdarza mi się spłoszyć stado saren, albo cieszyć się jak dziecko z biegu w mokrej trawie, mimo, że buty też całe mokre. Jeżdżę na rowerze; do pracy i w co poniektóre weekendy, rekreacyjnie. Pobiłam w tym roku życiowe rekordy prędkości i przebytej jednorazowo odległości :) Czasem korzystam z wiejskiej siłowni na świeżym powietrzu. Chodzę w góry. Ostatni weekend spędziłam w kajaku.
    Co mi to daje? Endorfiny ;) Odstresowanie. Dwa miesiące temu telefon w sprawie nowej pracy odbierałam w trakcie treningu… Wolność i siłę. Hart ducha i poczucie, że jak dam radę przebiec określony odcinek to już nic nie będzie straszne. Rywalizuję sama ze sobą, sprawiając sobie ogromną frajdę, że mogę więcej i więcej, choć nie są to rekordy w kategorii wyczynu.
    Aha, używam Endomondo. Nie po to, by publikować na fb kolejne „pętle”, ale by z satysfakcją oglądać miesięczne podsumowania przebytych kilometrów i motywować się dalej :)

    Gratuluję wpisu i odwagi przedstawienia tematu wprost. Nie dla lajków, nie dla pozy, nie dla lansu. Dla siebie :)

Dodaj komentarz