Jaka matka taka córka, czyli dlaczego warto się przyjaźnić z własną mamą

poniedziałek, Październik 24, 2016 3 2

Przyjaźń. Słowo odmieniane na co dzień przez wszystkie przypadki. Z jednej strony bardzo nadużywane, czesto określające bardzo pobieżne relacje. Czy dorosła córka może się przyjaźnić z własną matką? Po co pielęgnować takie międzypokoleniowe relacje?IMG_20161024_084804

Relacja matka – córka należy chyba do najtrudniejszych. Gdy jesteśmy małymi dziewczynkami marzymy, by byc taką jak ona, potem przychodzi moment, gdy chcemy zapłacić każde pieniądze, by taką nie być. Docenienie mądrości, troski przychodzi zwykle dopiero w momencie, gdy same wchodzimy w relację matka – dziecko. Dopiero wtedy jest ten moment, że zaczynamy rozumieć, że pryzmat, przez który patrzy się na własne dziecko, jest zupełnie inny, niż kiedyś nam się wydawało.

Gdybym napisała, że nasze relacje zawsze były jak z reklam telewizyjnych, byłoby to wierutną bzdurą. Relacja taka nie istnieje i nie wierzę w to, że można stanąć jako kobieta na własnych nogach i nie buntować się przeciw matczynej wizji świata. To właśnie bunt nas tworzy, konstytuuje, dzięki tej dychotomii w okresie burzliwego dorastania, paradoksalnie jako dorosłe kobiety jesteśmy tak podobne.

Wyszłam za maż mając 23 lata. Więc relatywnie w stosunku do swoich koleżanek zaczęłam wcześnie życie na własną rękę. Studia w innym mieście, czy praca w innym województwie to zupełnie inna historia, bo niby daleko ale w jakiś sposób jeszcze trzyma nas niewidzialna pępowina. Założenie własnej rodziny zmienia wszystko.
Pamiętam jak tęskniłam za domem, rytuałami, piciem kawy razem z mamą, wspólnymi wypadami. Wtedy znalazłam doskonałe rozwiązanie swoich tęsknot. Raz na jakiś czas po prostu umawiałyśmy się na babski wieczór, z malowaniem paznokci, maseczkami, piciem kawy w łóżku. Wieczór, gdy byłyśmy tylko dla siebie, matka dla córki, córka dla matki.
Czy po prostu byłam niedojrzała do małżeństwa? Zdecydowanie nie, raczej potrzebowałam wsparcia w nowej sytuacji, w sytuacji gdy zamieszkałam w domu z teściami, ludźmi których w zasadzie dobrze znałam (bo znałam 6 lat), a tak naprawdę musiałam nauczyć się funkcjonowania w zupełnie innych relacjach.
Spotkania z mamą nie były wówczas próbą wypłakania się w rękaw, były raczej pomostem, między moim dziewczyńskim życiem a byciem żoną, synową. Mama dawała mi oparcie ale potrafiła też mną potrząsnąć, gdy mało racjonalnie oceniałam dane zdarzenie.

Potem był czas budowy i czas pojawienia się Lwa. Gdy po prostu brakło czasu na te 24 h tylko dla siebie.

Czas gdy ja zostałam mamą, był z kolei czasem, gdy chciałam przeżyć macierzyństwo po swojemu. Po swojemu, bez dobrych rad, wtrącania się. Bo przecież ja też teraz jestem MATKĄ. I robię wszystko najlepiej.
Moja mama wtedy  pewnie zaciskała zęby, bo sama doskonale wiedziała, jak to jest, gdy się wydaje, że robi  się coś jako pierwszy człowiek na ziemi i jest się wyjątkowym w tej sytuacji. Zdarzało się wtedy sporo konfliktów, sporów, łez. Bo każda z nas chciała dla młodego człowieka  jak najlepiej. Najlepiej, znaczy po swojemu. To był też ten czas,  gdy mały człowiek zawłaszczał moją mamę w całości. Czas gdy dominująca była relacja babcia – wnuk, a nie matka  - córka.

Ale to moją mamę poprosiłam jako pierwszą, by pomogła nam kąpać Lwa.

Teraz gdy Lew ma już 4 lata, nasze poglądy na temat wychowania różnią się w zasadzie niuansami. Obie czujemy, że zwyczajnie szkoda czasu na spieranie się o głupoty i bezsensowne utarczki.

Obie stęskniłyśmy się za tymi wspólnymi wypadami, w duecie, bez Karola i mojego taty. Tylko ja i Ona. Ten czas tylko dla nas.

W sobotę poszłyśmy razem do opery, wypad ten planowałyśmy od dawna i obie z niecierpliwością czekałyśmy na ten wieczór. Spektakl, po którym zostałam na noc w domu rodziców, poranek pitej wspólnie kawy i śniadania, które zrobiła mi mama. Długi dziewczyński świt, czas tylko dla nas.IMG_20161022_200843

Wiem, że relacje matka – córka bywają różne, trudne i wyboiste. Czasami to nawarstwione przez lata żale, pretensje.
Może właśnie ta jesień to czas dla Was? Czas by pretensje zamieść jak spadające liście. I zadzwonić do własnej mamy, by wyrwać ją na kawę.
Kawę tylko dla matek i córek.

Komentarze: 3
  • aga
    Październik 24, 2016

    Piękny i mądry tekst.Zachęcam do skorzystania z rady.Ja już takiej szansy nie mam…

  • Jermaga
    Październik 24, 2016

    Warto to docenić. Szczególnie jeśli w pewnym momencie relację robią się baaardzo trudne. Ja z moją mamą miałam dobre relacje, tylko ona ze sobą nie mogła dojść do ładu, wtedy już nic nie mogłam zrobić więc się nie odzywałam, czasami tygodniami.. chciałam pomóc, ona tej pomocy nie chciała. I niestety mając 22 lata straciłam już szansę na mamę. Nie doczekała wnuków, chociaż tak bardzo chciała. Minął rok, ciagle bie mogę uwierzyć.. Powoli zaczynamy myśleć o dzieciach, a ja czasami sobie zadaję pytanie i co teraz? Kto mnie wszystkiego nauczy? Kto pokieruje? Jest teściowa, ale to jednak nie jest to samo..
    Pamiętajcie wszyscy, którzy jeszcze mogą, że może być raz lepiej, a raz gorzej ale nie warto się kłócić, bo czasami życie toczy się tak szybko, że nawet nie mamy się kiedy pogodzić i pożegnać..

  • Monika
    Październik 24, 2016

    Piękny i bardzo mądry tekst. Pozdrawiam, Monika :-)

Dodaj komentarz