Nigdy w życiu nie miałam tyle stresów, co będąc matką właśnie. Nie jest to takie proste, jak pokazują na szklanym ekranie. Poranek, matka w pełnym makijażu nakrywa do stołu, wszyscy zdrowi, uśmiechnięci, wypoczęci. Wszystko to ściema tak naprawdę a my dajemy się ponieść tej wizji i gonimy niedościgniony ideał.
Nigdy w życiu, tak bardzo się nie bałam, jak o swoje dziecko. Głupi z pozoru, katar, gorączka powoduje że przestaję trzymać fason. Stres mnie zjada, bezsilność. Że mały człowiek taki bezradny, że cierpi a ja choć kocham najbardziej na świecie, nie umiem pomóc. Trzeba czekać aż lek zacznie działać, aż przejdzie, minie. Niby oczywiste, ale to chwile kiedy pękam. Kiedy, mimo, iż racjonalnie ogarniam rozumem, że trzeba czasu na wyzdrowienie, na zadziałanie medykamentu czuję się bezradnie. Czuję wtedy, że nie jestem „super power mum”, a presja jest bym była. Zawsze, wszędzie, w środku nocy.
Uśmiechnięta, zrelaksowana, wypoczęta, włos błyszczący, pełen makijaż, nienagannie wyprasowane modne ubranie.
Wiem, ze się nie da, racjonalizuję to, że życie to nie zawsze bajka ale totalnie czuję wtedy się jak dziecko we mgle.
Ostatnio na tapecie mamy bóle wzrostowe. Masować nóżki, ciepła kąpiel. Trzecia w nocy, dziecko płacze rozdzierającym szlochem, że mocno boli. Noszę, płaczę razem z nim. I choć wiem, że minie, że pediatra uspokaja, że takie rzeczy się zdarzają, gdy płacze ktoś, kogo kocham najmocniej po prostu cierpię razem z nim.
Mało mówi sie matkom, że mają do tego prawo. Prawo do gorszego dnia, do łez i poczucia bezsilności. Takie tabu, zepchnięte w kąt przez sielskie wizje.
Stoję ze swoją mamą w kuchni, pytam, czy kiedyś przyjdzie taki dzień, że nie będę tak się o niego bać. A mama patrzy na mnie szklanymi oczami, i wtedy rozumiem, że nie. I w jej oczach widzę, że po ponad 30 latach niewiele się zmienia. A miłość powoduje troskę, podwójną. O mnie i Lwa.
Marzec 18, 2015
Pamiętam, gdy urodził się Tadzio, poczułam, że już zawsze będę odpowidzialna za niego, że zawsze będzie w moim serduchu i myślach. W trudnych momentach to może być stresujące, ale myślę, że mimo wszystko, to najbardziej nagradzający zawód świata
Marzec 19, 2015
Tak, nie ma lepszej nagrody niż uśmiech małego człowieka!
Marzec 18, 2015
Niestety… cala prawda. najwieksze cierpienie matki to wtedy kiedy nie moze ulzyc, pomoc swojemu dziecku. Przezywalysmy nie dawno zapalenie pluc Amelii, przyjela bym gruzlice byle juz jej przeszlo.
Za nami bardzo niespojna noc, czemu? nie wiem, ale juz jest dzien i Amelia ma sie dobrze, a ja wypije kilka litrow mocnej kawy i tez bedzie ok.
Kupowalam dziecku hustawke, taka wieszana w drzwiach jak ja mialam. Wybieram zeby za slaba nie byla, czy sznurki wytrzymaja. Wybiore ta wyglada masywnie sznurki maja duzy udzwig, bukowe drzewo ozna potem powiesic w ogrodzie. Super!!! przyszla wczoraj… alez to wielkie!! i ciezkie!!! a duze…. kleska urodzaju. Jednym slowem czy cos kiedys bedzie wystarczajaco dobre dla mojego Skarbu?
Pozdrawiamy bez makijazu i fryzury jeszcze w pizamie xxx
Marzec 19, 2015
Ehhh, kiedyś człowiek miał zmartwienie czy koszulka pasuje do czapraka;]
Zmienia się myślenie;]
Marzec 18, 2015
Kurcze, nigdy nie słyszałam o bólach wzrostowych…
Świetny tekst i święta racja – matka to najtrudniejszy, ale i najpiękniejszy zawód świata!
Marzec 19, 2015
Dzięki!
Ja też o tym nie słyszałam, póki nas nie dotknęło
Marzec 18, 2015
Wzruszyłam się. Sama prawda.
Marzec 18, 2015
A ja dodam tylko-małe dzieci mały kłopot,duże dzieci duży kłopot! My matki już tak będziemy miały do końca naszych dni:))) Nie wiem co jest gorsze.Troska o maluchy,czy troska o nastolatka,który wybiera się na imprezę i ma wrócić pózno.A my nie śpimy i czekamy na jego powrót.
Marzec 19, 2015
Potem będziemy się martwić, czy dobrze mu w pracy, czy żona dobra. Samo życie…
Marzec 18, 2015
Bóle wzrostowe to istny dramat! Miałam sama i teraz ma je starszak. Głaskanie, masowanie, uspokajanie jakoś pomaga. Jestem mamą dwójki szkrabów. Przy pierwszych chorobach starszaka ryczalam jak bóbr! Że nie mogę pomóc, że nie wiem co boli, bo jeszcze nie mów, wyrzucałam sobie, że wogole pozwoliłam, że cos jest nie tak. I w sumie nadal tak jest. Przy młodszej działam jak dobrze zaprogramowany komputer – trzeba zrobić wszystko po kolei, przytulić i bedzie dobrze. Moja mama powiedziała mi kiedyś, że ważne jest, żeby dziecko wiedziało, ze sie panuje nad sytuacja (czyli nie płakać gdzy dziecko płacze). U nas to działa, rycze w poduszkę, że nie mogę zabrać od nich chorób (czy choćby bólów wzrostowych), ale dla maluchów jestem opanowana mama. Nie wiem, czy to jest zgodne z obecnie panującymi normami, ale u nas działa bedzie dobrze! I masuj nóżki!
Marzec 19, 2015
Masuję!
I staram się być dzielna;]
Marzec 19, 2015
Na bóle wzrostowe najlepszy jest gorący termofor pod kołdrą. Nie rozstawaliśmy się z nim przez bardzo długi czas. Syna bolały nogi do końca przedszkola. Teraz już kawał konia w gimnazjum, ale jak ma ochotę być małym chłopcem, prosi żeby mu pod kołdrę włożyć termofor. Chyba dobrze mu się kojarzy
Marzec 19, 2015
Będę musiała spróbować!
Marzec 19, 2015
U nas pomagał cieplutki termofor.
Marzec 19, 2015
Dzięki!
Marzec 19, 2015
Ja pamiętam bóle wzrostowe ze swojego dzieciństwa (chociaż późniejszego, niż wiek Lwa!) i też mi pomagał termofor. Długi czas byłam pewna, że to reumatyzm
Marzec 20, 2015
Biedne Lwiątko…
moje mają teraz tylko zapalenie oskrzeli, ale też się czuję bezradnie kiedy oczy im z orbit wyłażą od kaszlu…pół apteki bym wykupiła, żeby ulżyć, choć wiem, że to chemia, cukier, że zioła lepsze, że antybiotyk zło, że schładzać okładami bo gorączka potrzebna…Do czasu – kiedy rozchoruje się własne, pierwszy raz w życiu tak i chcę, żeby chociaż miała siłę się bawić.
Lipiec 15, 2015
Jakie to prawdziwe. Jestem matka dwóch córek, staram się je wychowywać najlepiej jak potrafię, ale stres jest przy tym ogromy. Ostatnio zaczytuję się w Twoim blogu. Miłe chwile relaksu.
Lipiec 15, 2015
Dzieki za ciepłe słowa!