Jestem uzależniona od czytania. Dość mocno. Książkę połykam w dzień, dwa, trzy. Ostatnio głównie na czytniku, bo pasjami czytam głównie w wannie, z kindlem w strunowej torebce.
Ma tę przewagę nad papierową książką, że się nie niszczy, kartki nie falują. No i jeszcze nie utopiłam go ani razu.
Czytam rożne rzeczy, od odprężających gniotów po bardziej ambitne lektury. Nie mam problemu z tym, by przyznać, że czasami książki te nie wymagają myślenia;]
Mam zatem ambicję, by moje dziecko też czytało. Wiedziona obecnym trendem eko – sreko, ataczmentparentingowym i hipsterskim wybieram swojemu dziecku fajne książki. Mi się podobają, rzeszom matek wariatek również – znaczy, że są fajne.
Wydaję na nie krocie, zaglądam na parentingowe blogi, by zobaczyć co się czyta, co wypada mieć na swojej półce.
Potem zwykle przynosi je listonosz, ja z wypiekami na polikach rozpakowuję je, kartkuję i cieszę się jak dziecko.
A dziecko?
No i tu zaczynają się schody.
Ale najpierw słowo wprowadzenia – kiedyś napiszę na ten temat więcej. Ogólnie rzecz ujmując, moje dziecko od małego ma swobodny dostęp do książek i albumów. Nikt mu nie zabraniał, jeśli miał chęć brał książkę i oglądał. Nie dewastował, więc miał pełną swobodę.
I wyrósł na niezłego czytelnika.
Uwielbia czytać.
Tyle, że nie wiem czy powinien mnie zachwycać samodzielny dobór lektur mojego syna.
Książka nr 1
Zaczęło się dość mocno, jako roczny berbeć uwielbiał książki bez obrazków. Pierwszą ofiarą jego manii czytelniczej były „Rozmowy z katem”, od kartkowania książka się mocno zniszczyła. Ja nie czytałam, Karol zachwalał. Może podziela gust ojca.
Książka nr 2
„Ryby śpiewają w Ukajali” Fiedlera. Przynajmniej ma jakieś czarno – białe zdjęcia. Pamiętam ten wieczór, gdy musieliśmy mu odebrać ją, po całym dniu noszenia i czytania, ten żal do nas, że nie można się z nią wykąpać i histeria.
Książka nr 3
„CK Kuchnia” Makłowicza. Rozbiór wołowiny był tak studiowany namiętnie, że lekko się obdarł. Podobne uwielbienie ma inna książka, już bardziej kucharska „Kuchnia Kryszny”.
Książka nr 4
„Przydomowy chów kur”. Bierze z biblioteczki, odstawia na miejsce. W sumie fascynacja nie mija mu tą książką od roku, a zgłębia tajniki hodowli drobiu średnio dwa razy w tygodniu.
Książka nr 5 a zarazem największy hit i ulubiona książka Lwa.
„Atlas anatomii klinicznej konia”. Konie w przekrojach, różne organy, kości, mięśnie.
Niestety jak widać po tej liście, żadna z tych książek nie jest książką dla dzieci. Ba, mam nawet wątpliwości, czy to wychowawcze oglądać konia w przekroju. Ostatnio odkrył „Ptaki” Collinsa i „Swiat zwierząt”. Zawsze to lepsze niż układ pokarmowy konia.
Dostęp do książek swoich ma nieograniczony, stoją nisko – łatwo je wziąć. Czemu nie są nigdy jego pierwszym wyborem? Nie mam pojęcia.
Cieszę się, że lubi czytać. Choć słowo „czyta”, to wyraźne nadużycie w tym kontekście.
A co z hipsterskimi książkami dla dzieci? Czy zamierzam kupować mu dalej książki czy szkoda zachodu?
A może lepiej w końcu kupić sobie pachnące gumowe pantofelki z serduszkiem zamiast marnotrawić pieniądze na książki dla dzieci które czytam tylko ja?
Hmm chyba nie. Wszak sama się cieszę, jak czytam jaka Binta ładna, a mam wymówkę że kupuję dziecku.
W końcu matka też musi mieć coś z życia;]
A co czytają Wasze dzieci? Może też mają jakieś obłąkane pomysły i studiują jakieś tomiki poezji albo poradniki działkowca?
Lipiec 7, 2014
Witaj Sznurka Świetnie się czyta Twojego bloga i z pewnością czytać będę dalej
A jeśli chodzi o dzieci,to mój (prawie) 6-cio latek ,,zaczytuje” się w literaturze technicznej ,a dokładniej historia ,budowa i konstrukcja samolotów-to jego pasja i marzenie (chce być pilotem samolotu pasażerskiego) Nikt go w tym temacie nie zagnie…
pozdrawiam
Lipiec 8, 2014
Fajnie, że tak wysoko mierzy! Pocieszyłaś mnie;] Bo wokół dzieci same kolorowe książki stosowne do wieku czytają…
Lipiec 21, 2014
Atlas anatomii klinicznej konia rządzi :))
Lipiec 29, 2014
Taak, moje jest jeszcze w brzuchu, ale książki już ma oczywiście nawiedzona matka cieszy się z nich na razie najbardziej ostatnio zachwyciło mnie „Sekretne życie Krasnali w Wielkich Kapeluszach” W. Widłaka i P. Pawlaka
Lipiec 29, 2014
Lecę szukać tej książki! Brzmi świetnie i sama chcę przeczytać!
Marzec 30, 2015
Moje wnuki uwielbiają książki o zwierzętach, szczególnie psach i kotach, ale zaglądają też do innych. Książki kupować, oczywiście, jeśli finanse na większe zakupy pozwalają. To taka fantastyczna inwestycja w dzieciaki i nie tylko. świat ma tyle do zaoferowania i nie wszędzie możemy być, a one nam to umożliwiają. Sama jestem posiadaczką tysięcy książek i chociaż wielokrotnie wspomagałam bibliotekę przeczytanymi, a niekoniecznie zaklasyfikowanymi do przechowywania, każda nowa mnie cieszy, a dla dzieciaków nasze zbiory to skarbnica wiedzy.