Centrum miasta. Blok z cegły, nie żadnej tam płyty OWT. Na przeciw bloku szkoła, gdy otwierałam balkonowe okno słyszałam dzwonek i co krzyczy znów wuefista na tych dorosłych licealistów. Dorosłych, tak myślałam wtedy. Mieszkanie koło szkoły miało swoje plusy dodatnie i plusy ujemne. Jak byłam chora widziałam przez okno, kto idzie do szkoły, okno było też w takie dni rozrywką. Bliskość powodowała jednak brak wymówek, że autobus uciekł, że takie tam. I o tej bliskości będzie właśnie.
W moim bloku mieszkała też moja Babcia, dwie klatki dalej. Bardzo często właśnie do niej szłam po lekcjach. Bo rodzice jeszcze w pracy, bo w świetlicy była nuda. Klucz na szyi tak nie ciążył, nie oznaczał smutnych godzin w pustym domu.
Po lekcjach do Babci zatem. Wiedziałam, gdzie zaczyna się ten kawałek chodnika, który Babcia już widzi. Wtedy wyciągałam nieraz zmiętą czapkę z kieszeni i naciągałam ją na bordowe uszy. Bo kto to chodzi zimą w czapce, obciach totalny…I zawsze mnie zastanawiało, skąd Ona wie, że włożyłam ją dopiero za zakrętem? I nigdy nie powiedziała że nadal uszy mam bordowe i, że nie musi pytać by wiedzieć.
Czasami zapominałam, że stoi w oknie. Że obiad stygnie. Wracałam niespiesznie, często moi rówieśnicy byli już w domu a ja jeszcze w drodze.
Badałam grubość lodu na pokrytych taflą kałużach, rozkoszowałam się tym jak trzaska pod małymi stopami. Gdy był deszczowy dzień po prostu do nich wchodziłam, bez kaloszy, sprawdzałam czy są głębokie. I jak długo można w nich stać zanim poczuję wodę w butach. A Ona stała w oknie, ze srogą miną i groziła palcem jak spojrzałam w górę. I nie raz pewnie była zła, że można wracać z budynku obok pół godziny, że obiad, że znów rajstopy mokre i czarne. Pamiętam jak dużo później Babcia się śmiała, że „gruntowałam wszystkie kałuże”.
Zdejmowałam przemoczone ubranie, wkładałam suche skarpety i marzyłam, że dziś jest ten, dzień, że będzie owocowa zupa. Zupa, którą umiała zrobić tylko moja Babcia. Bo jej owocowa była inna niż wszystkie które potem jadłam w życiu. Jadło się ją z bułeczką z masłem, pokrojoną w poprzek, nie wzdłuż. Zawsze była z makaronem gwiazdki.
Potem grałyśmy w chińczyka, albo w państwa miasta.
Pamiętam, gdy już byłam dorosła czasami ja robiła, jak byłam chora dostawałam ją w słoiku, tata przynosił mi ja do domu i zawsze od tej zupy było mi lepiej.
Po latach, gdy Babcia już dawno odeszła a ja mam syna zatęskniłam do tej zupy. Zupy smakującej beztroskim dzieciństwem, kałużami i poczuciem bezpieczeństwa.
Luty 20, 2015
płaczę…bo ja mieszkam w tym bloku i w tym mieszkaniu i śpię w tej sypialni, w której spałam poo lekcjach i to było najbezpieczniejsze miejsce na świecie. Szmatki szycie dla lalek mieszanie lekarstwa dla chorego, po którym już nigdy nie wstanie (co dokładnie robi teraz mój syn) i weroniczki ojej jak mi jej brak…
Luty 20, 2015
Całą litanię można by wymieniać. Kaszę w szafie, metalowy nocnik i „zjedzona łyżkę”. To se ne wrati…
Luty 20, 2015
Czas spędzony z dziećmi przywołuje nasze własne wspomnienia Właśnie się uśmiecham na wspomnienie wakacji u Babci na wsi. Jak tylko robiło się ciepło za oknem to wyczekiwałam weekendu, mama wsadzała w autobus podmiejski a 30 km dalej na przystanku czekała Babcia
Luty 20, 2015
Co fajnego robiłyście razem?
Luty 23, 2015
Babcia podzielała moją miłość do zwierząt i chętnie zabierała mnie do okolicznych, znajomych gospodarzy, gdzie mogłam do woli podziwiać krowy, świnki i konie Poza tym dała się namówić na hodowanie świnki, która wkrótce została naszym najwspanialszym kompanem zabaw. Na konia też się prawie zgodziła, ale tutaj wmieszali się rodzice i ostatecznie ten pomysł upadł. Bardzo kochała wszystkie wnuki a teraz my bez wyjątku wszyscy za nią tęsknimy, cała rodzina nadal zbiera się w dzień jej urodzin. Najbardziej wzruszyłam się jak M. posłała jej buziaka „do nieba” podczas występu na Dzień Babci (niestety, nie zdążyły się poznać osobiście).
Luty 20, 2015
U mnie była owocowa z lanymi kluseczkami.
Luty 20, 2015
ze śmietaną?
Luty 20, 2015
Piękny wpis, też mi zapachniało babcią po szkole… Moje babcie, tfu tfu, jeszcze są z nami i w dobrej formie. Ale pamiętam, jak odbierała mnie w piątki, kiedy mama robiła podyplomówki. I zawsze było to, co lubiłam najbardziej – naleśniki, szczawiowa, jarzynowa, do których zasiadałam w ulubionym fotelu, w małym pokoju, i czułam się taka ważna… Do tego rozmowy, dziadek próbujący robić szpagat na podłodze, babcia, która zawsze podrzuciła a to gazetkę o koniach, a to inny drobiazg. Piękny czas. Dziadkowie są nieocenieni.
A owocowej zazdroszczę, mój mąż nie akceptuje tego dania, podobnie jak makaronu z truskawkami, który ja kocham. „Bo prawdziwy Włoch nie zje makaronu na słodko”. Phi
Luty 20, 2015
Makaronu z serem bym zjadła! Ale Karol nie je, tak jak i owocowej;]
A dziadek robiący szpagat mnie rozbroił!
Luty 20, 2015
Wspomnienie babci to właśnie zupa owocowa zwana liliową(dodawalismy śmietanę )-bezbezcenne…
Luty 20, 2015
jak poetycko sie nazywała!
Luty 20, 2015
najlepsza wiśniowa z pestkami jedzona na werandzie- aaale się pluło:)
Luty 21, 2015
A wiśniowej nie jadłam nigdy;]
Luty 20, 2015
Ja zawsze wspominam śniadania w weekendy u babci- kromki z masłem serem białym na to miód a w kubku z czerwonym brzegiem kawa inka
Moja babcia to niesamowita kobieta ma juz 87 lat a często zdarza jej sie dzwonić co nam przygotować na obiad, na co prawnusie ( trzy ;)) maja ochotę
Luty 21, 2015
Super! Moja druga babcia też w pełni formy, jeszcze sama kiełbasy robi!
Luty 21, 2015
Witam
Czyli teraz śmigamy w kaloszach bo w dzieciństwie się przemoczyło stopy?
Z Babci potraw nie pamiętam owocowych zup – robiła je Mama, ale pamiętam jabłka suszone na piecu pakowne w torebkach po cukrze — i te jabłeczne skwarki wyciągane w zimie czy na przedwiośniu – to był przysmak.
Luty 21, 2015
Tak! Jako dziecko nie miałam nigdy kaloszy;] Za to teraz mam 5 par;]
A jabłek suszonych na piecu bym zjadła.
Luty 21, 2015
Ah, babcie…czasem sie zastanawiam, ze nasze dzieci nie będą miały takich wspomnień jak my- chleb ze „szmalcem” jak go nazywała moja babcia, nie będą się biły o wylizanie garnku po konfiturach z borówek, nie beda wiedzieć co to znaczy kąpać się w metalowej wannie postawionej przed piecem w kuchni, nie zaskakują spania na piecu kaflowym, jak się skalecza to babcia nie poślini i da caluska i jakos się zagoi …beda miały inne wspomnienia, dla nich na pewno cenne, ale czemu cały czas myślę, ze uboższe od naszych? Moze dlatego, ze my, pokolenie z końca komunizmu, mielismy nasze dzieciństwa ubogie i cieszyliśmy się z każdej bzdórki?
Luty 24, 2015
Czytam i się uśmiecham wspominam… grube pajdy chleba posmarowane domowym masłem, czasami posypane cukrem :-), świeży biały ser z odrobiną śmietany na słodko dla poprawy nastroju :-), ugotowane na twardo jaja zalane śmietaną i posypane szczypiorem zerwanym przez zawsze uśmiechniętą Babcię z jej magicznego ogródka, no i wspomniane wcześniej suszone jabłka czyli babcine pieczki… też zatęskniłam… pozdrawiam cieplutko
Luty 25, 2015
Wzruszyłam się – nic więcej nie napiszę…