Ostatnio pisałam, ze marzy mi się warsztacik, domek narzędziowy czy też ostatnio modny na zagramanicznych blogach „shed”. Ponieważ jestem zwolenniczką by było po polsku zastanawiałam się nad tym jak to miejsce ma się nazywać. Bo w końcu nazwa powoduje, że coś będącego do tej pory imaginacja zaczyna się materializować.
Wkurzają mnie niemiłosiernie wszelkie Ville i inne obcojęzyczne próby nazywania chat, zajazdów czy zagród. Zamiast jardin ja będę miała ogród tudzież inny warzywniak, a zamiast cudaków zwanych craftroom, shed czy inny workshop ja będę miała szopę.
Szopa brzmi dobrze, swojsko. Ma jeden jedyny mankament, na razie jej nie ma;] Ale już niedługo, będzie przylegać do drewutni i jak zamykam oczy już ją widzę. W moim przekonaniu najlepszym sposobem urzeczywistniania marzeń jest sprawianie by choć częściowo były namacalne.
Tak wiec sposobem na „zaklinanie” szopy jest zrobienie jej szyldu. Żeby było jasne jak już powstanie, że to właśnie szopa;] Miejsce do psucia, piłowania i malowania. Do robienia bałaganu twórczego. Dziewczyński warsztat, manufaktura cudów.
A wtedy żegnaj dłubanie w salonie!
Tymczasem odnawiam i tworzę nieduże formy takie jak wieszaczek, kończę skrzynię zegara a głowa aż kipi od pomysłów;]
A duże formy chwilowo maja zastój, na budowie pracujący ludzie wprowadzają taki chaos i zamieszanie, że nie ma ani warunków, ani klimatu do dłubania tymczasowo.
Sierpień 5, 2012
Pomysł super. Mam nadzieję, że zaklinanie szopy powiedzie się w 100 procnetach. Też nie zachwyca mnie nazywanie wszystkiego „po zagramanicznemu” – jak by nie można było swojsko, po naszemu…
Sierpień 6, 2012
Ja też mam nadzieję, że się uda!
Sierpień 5, 2012
Świetnie, nazwa, szyld już jest:) GRATULUJĘ! pięknie wyszło… a maszynę również ta planujesz mieć??
Sierpień 6, 2012
Anula, nie raczej. Szopa jak to szopa, nie będzie ogrzewana, a maszyna lubi mieć ciepło. Ale pożyjemy zobaczymy!
Sierpień 5, 2012
Wspaniale! Oby tak dalej!
Szopa rzecz potrzebna.
Pozdrawiam ^^
Sierpień 6, 2012
No ba!
Sierpień 5, 2012
tez mysle o taiej szopie tylko gdzie miejsce takie wykombinowac to jest zagwostka
Sierpień 6, 2012
Wiesz, ja to tak pod pretekstem drewutni forsuję;]
Sierpień 5, 2012
Ach mieć szopę na własność – marzenie! Zagospodarowałabym każdy metraż
Sierpień 6, 2012
No właśnie tego metrażu się obawiam, bo ja jestem niepokonana w zagracaniu każdego metrażu;]
Sierpień 5, 2012
O tak! Szopa to szopa, a nie jakieś jardiny i hausy:)))
Sierpień 6, 2012
Widzę, że czujesz klimat idei „szopy”;]
Sierpień 5, 2012
Szopa brzmi znakomicie- tez nie cierpie tych wszystkich zagranicznych nazw, ale i polskie nazewnictwo czesto bywa nie adekwatne do wnetrza. Na przyklad jedlam kiedys pierogi- notabene pyszne- w knajpie o nazwie”Slowianskie korzenie”. Byl to dol domku jednorodzinnego na tylach stacji benzynowej za wroclawiem. Rozowo- zolto -zielone sciany, luki przyozdobione kamieniami z kastoramy, plastikowe kwiaty i obrusy- makabra.
Ale jedzenie pyszne- nie mozna bylo nazwac tego po prostu- domowe obiady, albo jedzenie jak u mamy, bo mama rzeczywiscie gotowala?
Sierpień 6, 2012
Mnie chyba najbardziej Ville śmieszą. Np taka Villa Tradycja;] Zajebisty zlepek słów;]
Mąż wypomniał mi że mój blog jest „folkmyself”, cóż fakt jest taki że „zludujsię” brzmiało co najmniej dziwnie;]
Sierpień 6, 2012
Willi wszedzie pelno, zwlaszcza tych a `la dworek polski z podjazdem dla Karingtonow ikoniecznie w obecnosci innych podobnych, czyli w osiedlu dworkowym , jak z przekasaem nazwal to moj wujek
Sierpień 6, 2012
Pewnie, że szopa, a jeszcze spotkałam się na Pogórzu z nazwą „przydach”, jeśli szopa jest przytulona do ściany budynku; wróciliśmy wczoraj z gór, a tam „swojskie jadło” – pizza i pasta na pierwszym miejscu, że nie wspomnę o wszelkich Ibizach, Piccolach i innych dziwnych nazwach knajpek i kwater; ma być regionalnie i po polsku, po mojemu; serdeczności.
Sierpień 6, 2012
Swojskie jadło – nazwa świetna, szkoda że nic fajnego za tym się nie kryło:(
Przydach brzmi też rewelacyjnie!
Sierpień 6, 2012
Do szopa hej pasterze
Zludujsię – piękne jednakże.
Sierpień 6, 2012
Do szopa bo tam cud;]
Sierpień 6, 2012
Masz rację z tymi nazwami:-) szopa brzmi super!pozdrawiam!
Sierpień 6, 2012
Dzięki!
Sierpień 6, 2012
Księżniczko, SZOPA jest the best Najważniejsze że to nie od shop :-D, pięknie tam u CIebie bedzie. Takie działania jak Twoje dają mi niezłego kopa. Nawet do codziennych czynności.
Sierpień 6, 2012
Cieszę się, swoją drogą to działa w dwie strony. Ja podziwiam, ze w ferworze domowych obowiązków masz czas coś tworzyć!
Sierpień 6, 2012
Gdybym nic nie tworzyła trwałego, to bym oszalała Tworzenie porządku jak i wszelkiego jadła niestety jest wyjątkowo nietrwałe
Sierpień 6, 2012
Hihi no coś w tym jest. Ja z kolei traktuję tę całą dłubaninę jako taką „jogę umysłu”. Bo budowa relaksująca nie jest, a jak przez cały dzień majstrowie mnie i tu następuje @#$%^&*(* to nic nie odpręża tak jak walenie młotkiem!
Sierpień 7, 2012
„joga umyslu” – podoba mi sie
Tez potrzbuje jakiegos swojego kacika, kawalka ziemii – chwilowo nieosiagalne, moze kiedys.
Sierpień 9, 2012
Kiedyś na pewno, ja wierzę, że marzenia się spełniają!
Sierpień 7, 2012
Trzymam kciuki za szopę Swoją drogą szopa brzmi prawie jak Chopin więc to świetna nazwa dla tak twórczego miejsca:) Super blog, fajnie że tu trafiłam ;)ach!
Sierpień 9, 2012
Musi być tam twórczo! Nie ma innej opcji!
Zapraszam częściej!
Sierpień 8, 2012
u mnie na wsi (kurcze jak to dumnie brzmi ) funkcjonują :szopka ,drewutnia,malarnio-stolarnia zwana w skrócie wiatą,no i domek na palach.Wszystkie ważne i wielce użyteczne.
Widzę,że urodzinowy prezent cieszy
Sierpień 9, 2012
A co się robi w domku na palach?
Sierpień 8, 2012
W końcu coś „po polskiemu”
Sierpień 9, 2012
Musowo!
Sierpień 13, 2012
Grunt to jakiekolwiek miejsce do pracy ale poza domem, szczególnie w przypadku gdy powstaje duzo pyłu, wiórów… Marzy mi się jakakolwiek szopa blisko domu
Red
Sierpień 21, 2012
podziwiam Twój zapał
Sierpień 22, 2012
Też mi się marzy miejsce gdzie mogłabym realizować moje wszystkie projekty – i duuży stół który je pomieści. Życzę powodzenia w realizacji:”)