Kto z Was pamięta?
źródło: https://demotywatory.pl/306774/Napoj-z-dziecinstwa
Pogoda wiosenna jak zawsze bardzo nierówna. W dzień gorąco, chłodne poranki, czyli tak jak w ostatni weekend dochodząca do 25 stopni a w nocy spadająca do 4. Paradoks wiosny polega na ty, że mimo, że robi się ciepło, często nie trafiamy z doborem ubrania i kończy się katarem i zimnymi stopami. W zimnych stopach jestem zdecydowanie mistrzem, potrafiłam od kwietnia do końca września śmigać w japonkach, niezależnie od pogody. Gdy ubrani jesteśmy za ciepło, w południe się przegrzejemy, za chłodno – zaraz skończy się kaszlem. Z kolei wieczorem, gdy lubię na tarasie w ciszy poczytać książkę, rozgrzana słońcem w dzień zwykle pogrążona w lekturze, ocknę się totalnie przemarznięta. Jak co roku na wiosnę przeżywam te pogodowe rozterki na nowo. Zarówno jako rodzic, jak i sama czuję, że poranna decyzja bywa dość skomplikowana, zwłaszcza jak nie jesteśmy fanami ubierania się na cebulkę.
Gdy byłam mała, moja mama mówiła, że było ze mną skaranie boskie. Gdy tylko pierwsze ciepłe promienie słońca się pokazywały na niebie, ja chciałam chodzić w podkolanówkach i sandałach. Codziennie otwierałam rano oczy i pytałam, czy mogę w sandałach. Aż urosło to do rangi rodzinnego żartu, ja i moje sandały. I jak to na linii rodzic – dziecko, w takich momentach raczej racjonalne argumenty nie trafiają. Bo cóż z naturalnej konsekwencji tak bardzo wychwalanej jako przeciwwaga kary, skoro konsekwencja przeziębionego dziecka spada wprost na barki rodzica.
Dokładnie ta sama historia wraca po latach do mnie w roli mamy. Słońce to dla Lwa znak, że trzeba zdjąć buty i biegać na boso. Bo przecież jak jest od rana słońce, to cóż, że mamy maj, skoro on czuje podskórnie, ze jest lato i chce lato celebrować bosą stopą. Gdy poszedł do przedszkola jako niespełna trzylatek, dokładnie to samo działo się w przedszkolu na placu zabaw. Był nawet taki żarcik – po czym poznać, ze Lew siedzi w tunelu na placu zabaw? Najpierw z tunelu wylatują buty, a za nimi skarpetki.
Sporo czasu zajęła mi akceptacja faktu, że jedynie co mogę wymóc na nim, to to, by przynajmniej wracając do domu przynosił buty z podwórka z powrotem. Gdy miał 4 lata, doskonale pamiętam, jak szykowaliśmy się do wyjścia i nie było w domu ani jednej pary butów. za to na podwórku było tych par sześć. Mój syn wychodził z domu w butach, wracał bez, gdy mu znów zwracałam uwagę i tłumaczyłam, wyciągał z szafy kolejne i historia się powtarzała. Przy czym na naszym terenie znalezienie butów, w dodatku mając szczeniaki było nie lada gratką. Pomijam też wielokrotnie moją frustrację, gdy okazywało się, ze buty są, ale nie w całości.
Chodzenie boso w kwietniu czy maju jest średnim pomysłem, o ile nie jest to chwila, bo co innego polatać chwilę na boso a co innego eksplorować podwórko godzinami.
W okresach przejściowych zatem bardzo często sięgam po witaminy dla dzieci. Pokiwacie pewnie sceptycznie głowami, bo przecież są warzywa, owoce, nowalijki, więc po co sięgać po kompleks witamin dla dzieci. Ja nowalijek unikam jak ognia, zwłaszcza podawania ich dzieciom. Sama też nie korzystam z tych po zimie kuszących dobrodziejstw, bo wiem, że dla dorosłego alergika to gwóźdź do trumny. Pierwsze rzodkiewki zjadamy własne, i gdy wiem, że już jest czas na dane warzywo, pojawia się ono w menu Lwa. Swoją drogą ciekawi mnie jaki jest Wasz stosunek do nowalijek. Kupujcie dzieciakom pierwsze wiosenne warzywa bez oporów?
Generalnie nie ma u nas problemu z tym, by Lew zjadł szpinak, jarmuż czy buraki. Uwielbia kapustę w bardzo różnej formie, cukinię, konfiturę z cebuli, pasjami je ryby i sam w domu sięga po owoce, bez przesadnego namawiania. Mam to wielkie szczęście, że mam dziecko, które ze smakiem zjada w zasadzie wszystko i raczej nie grymasi. Z doświadczenia, gdy przyjeżdżają do nas ludzie z dzieciakami wiem, że jestem szczęściarą. Większość dzieci lubi pieczywo, parówki, serki homogenizowane i płatki do mleka i na tym kończy się rozpiętość ich akceptowalnego menu. Tak więc patrząc na to, że znaczna część dzieciaków je po prostu kilka potraw na krzyż, podawanie witamin uważam za nieodzowne.
Młodemu suplementuję witaminy i podaję witaminy dla dzieci z żelazem. Aktualnie to Vibovit® Junior Witaminy + Żelazo Vibovit Junior Witaminy + Żelazo to tabletki do ssania o zabawnych kształtach małpek i smaku owoców leśnych. W każdej tabletce zawiera 13 podstawowych witamin i minerałów w dawce uzupełniającej codzienną dietę i potrzeby dziecka w wieku od 4 do 7 lat. Zawiera żelazo – składnik mineralny, którego organizm nie umie sam wyprodukować: musi być dostarczony z pożywieniem.
Dla starszych dzieciaków 8-12 lat są też inne zestawy, też w postaci tabletek do ssania.
Dlaczego akurat Vibovit? Jestem pokoleniem, które wychowało się na tych witaminach. Uwielbiałam ten moment, gdy zostawałam chora w domu a mama po powrocie z pracy przynosiła mi Vibovit. Wtedy dostępny wyłącznie w formie proszku, z bobasem na opakowaniu, podawany przez mamę pieczołowicie w formie napoju. Zaś gdy tylko wychodziła do pracy i zamykały się za nią drzwi, biegłam do kuchni, oczywiście z bosymi stopami po saszetkę z proszkiem. Odrywałam ostrożnie górną krawędź torebeczki, i dobrze naślinionym palcem celebrowałam smakowanie zawartości.
To takie wspomnienie, które ma myślę większość osób dorastających w latach 80. Każdy z moich rówieśników zamknąwszy oczy, potrafi przywołać ten smak i wszyscy zgodnym chórem twierdzą, że rodzice upierali się za marnotrawieniem czegoś tak dobrego i nakazując nam pić to z wodą.
Lata mijają, nostalgia pozostaje. I choć racjonalnie wiem, że to zdecydowanie nie są witaminy dla dorosłych, przyznam Wam się szczerze, że uwielbiam smak tych tabletek dla dzieci i regularnie wyjadam je synowi, rozgrzeszając się nostalgicznymi wspomnieniami.
Maj 9, 2018
No ja jestem zdecydowanie za młoda (tak o dodatkowe 20 lat), pamiętam jedynie marsjanki, a nawet to nie jakoś specjalnie dobrze.
Co do bosych stóp – jestem chyba waszym kompletnym przeciwieństwem Czy to zima, czy lato, nienawidzę chodzić bez skarpet. Muszę mieć skarpety na noc, chodzić w nich bez przerwy czy po domu, czy po dworzu… i przedłużam jak się tylko da moment zmienienia butów na takie do których skarpet już nosić nie wypada… przykładowo sandałów. W sumie zdejmuję je tylko kiedy je zmieniam na czyste, albo kiedy się myję/kąpię w morzu/łażę po piasku. Bez skarpet czuję się mega niekomfortowo i nigdy nie zrozumiem ludzi którzy mogliby przez całe życie Pójść Boso, jak w pewnej konkretnej piosence. Pozdrawiam :3
Maj 9, 2018
Świetny wpis …i wywołał mi aż uśmiech na twarzy ! Rety, ja mam też takie wspomnienia:)
Maj 10, 2018
Vibovitu nie można było jeść! Ale kto się tam tym przejmował… ech wspomnienia
Maj 20, 2018
Każdy podnosi rękę! To było pyszne